Prof. Aleksander Labuda: O rzekomej apolityczności KOD-u
Jak powstał Komitet Obrony Demokracji (w skrócie KOD).
Inicjatorzy:
Krzysztof Łoziński (ur. 1948) – pisarz, publicysta, alpinista, mistrz i instruktor wschodnich sztuk walki, w czasach PRL działacz opozycji antykomunistycznej (Marzec ‘68 ; KOR i KSS KOR od 1976 r.; „Solidarność” 1980-1989).
Mateusz Kijowski (ur. 1968) –informatyk, publicysta, działacz społeczny i bloger.
W zeszłym roku, po objęciu rządów w Polsce przez „Prawo i Sprawiedliwość” i w reakcji na podjęty przez tę partię atak na Trybunał Konstytucyjny, Krzysztof Łoziński opublikował artykuł z pomysłem utworzenia Komitetu Obrony Demokracji, który miał działać podobnie jak KOR i KSS KOR. W zamyśle Łozińskiego Komitet byłby niewielką grupą osób obdarzonych społecznym autorytetem. Osoby te miałyby występować jawnie pod imieniem i nazwiskiem, podpisywać się pod dokumentami, czyli stanowić publiczną twarz sprzeciwu wobec antydemokratycznych praktyk autorytarnej władzy. Tę niewielką grupę powinna wspomagać znacznie liczniejsza rzesza współpracowników zajmujących się kolportażem materiałów, zbieraniem podpisów pod apelami i petycjami, organizowaniem dyskusji,wykładów, pokojowych demonstracji, pomocy prawnej i materialnej dla poszkodowanych. Chodziłoby o pokazywanie społeczeństwu, jak bardzo jest okłamywane. Artykuł Łozińskiego ukazał się 18 listopada w niezależnym portalu dziennikarskim Studio opinii .
Następnego dnia Mateusz Kijowski założył na Facebook-u grupę o nazwie Komitet Obrony Demokracji. Po trzech dniach liczyła ona trzydzieści tysięcy uczestników. Ruszyła może nie lawina, ale kula śniegowa na pewno.
- 23 listopada w Warszawie zebrała się grupa założycieli. Powstał serwis internetowy KOD-u, na którym ukazał się manifest ideowy wzywający do współdziałania wszystkich, dla których ważne są wartości demokratyczne, bez względu na poglądy i wyznanie.
- 26 listopada w Warszawie na pierwsze publiczne spotkanie sympatyków KOD przyszło ponad dwieście osób. Postanowiono powołać stowarzyszenie i utworzono robocze sekcje m.in. akcji, mediów, prawa, edukacji, programu, promocji i zagranicy.
- 2 grudnia w Warszawie odbyło się spotkanie założycielskie Stowarzyszenia Komitet Obrony Demokracji. Przyjęto statut (jest w rejestracji), powołano tymczasowe władze (zarząd i komitet założycielski), uruchomiono zbiórkę pieniędzy (w ciągu doby wpłynęło 20 tysięcy złotych).
- 5 grudnia powstały regionalne oddziały KOD-u m. in. w Olsztynie, Katowicach, Poznaniu i Wrocławiu.
Idea obrony polskiej demokracji wyszła poza Warszawę, znalazła odzew w całym kraju i poza jego granicami, wśród rozproszonej po świecie Polonii. Od połowy grudnia 2015 do końca stycznia 2016 r., powstało około 40 regionalnych oddziałów KOD-u w większych i mniejszych polskich miastach oraz kilkanaście kół zagranicznych.
W tym samym czasie KOD organizował różne akcje protestacyjne. Najwidoczniejszą były publiczne manifestacje.
Do pierwszej, pod hasłem „Obywatele dla demokracji” doszło 12 grudnia. Ulicami Warszawy przeszło kilkadziesiąt tysięcy osób. Demonstracje gromadzące od kilkuset do kilku tysięcy uczestników odbyły się w kilku jeszcze miastach. Na kolejnych, 19 grudnia (w obronie Trybunału Konstytucyjnego) i 9 stycznia (w obronie wolnych mediów) przybywało uczestników i organizujących je ośrodków. W tej ostatniej, 23 stycznia, zwołanej w obronie wolności obywatelskich udział wzięło ponad 40 miast.
W ciągu dwu miesięcy słowo rzucone przez Łozińskiego stało się zbiorowym ciałem.Jednak swoim kształtem odbiegło ono od wyjściowego projektu. Dzisiaj ruch obywatelski działający jako Komitet Obrony Demokracji zupełnie do tej nazwy nie przystaje. Wprawdzie nie ma tak masowego charakteru jak pierwsza „Solidarność”, ta z lat 1980-1981, ale bardziej jest do niej podobny, niż do Komitetu Obrony Robotników z drugiej połowy lat ’70.W tej chwili jest słabo zorganizowanym pospolitym ruszeniem, działa nieco chaotycznie i żeby przetrwać, musi uporać się z dwoma sprawami. Sprawą swojego kształtu organizacyjnego i sprawą ideowego samookreślenia.
Widać wyraźnie, że tego ruchu nie da się zamknąć w formule: „wąska grupa autorytetów wspomagana przez rzeszę ochotników”. KOD nie pomieści się także w prawnych ramach stowarzyszenia, które w listopadzie zeszłego roku zaproponowała grupa warszawskich założycieli. Czy powinien stać się partią polityczną? Jeśli spróbuje, to się rozpadnie, bo jest zbyt zróżnicowany pod względem poglądów, sympatii i antypatii politycznych jego uczestników. Nad możliwymi do przyjęcia rozwiązaniami organizacyjnymi nie chcę się tu zastanawiać. Zajmę się tylko jedną kwestią, która wiąże się ze sprawą ideowej tożsamości KOD-u.
Chodzi o jego rzekomą apolityczność.
Czy KOD jest „apolityczny”?
Dość często słyszę lub czytam tego typu deklaracje: „KOD jest apolityczny”, „Nasza manifestacja jest apolityczna, nie chcemy na niej polityków”, „My jesteśmy apolityczni”.
Próbuję zrozumieć,co ich autorzy mają na myśli. Ale kiedy zaglądam do słownika języka polskiego, to tam znaczenie słowa apolityczny tak jest objaśnione: apolityczny„niebiorący udziału w życiu politycznym, nieinteresujący się polityką”.
Gdyby się trzymać tego słownikowego znaczenia, to zdanie „KOD jest apolityczny” jest jawnie fałszywe. Działacze i sympatycy KOD-u, a także ludzie, którzy przychodzą na organizowane przez KOD akcje protestacyjne, są polityką żywo zainteresowani i kiedy protestują to – chcąc, nie chcąc – w życiu politycznym biorą udział.
O co więc chodzi?
Jak wiemy, słowa takie jak polityka, polityk, upolityczniać wielu naszym rodakom bardzo zbrzydły, bo z obrzydzeniem i zgorszeniem patrzą na niektórych przynajmniej, a czasem nawet na wszystkich polityków, na to, jak się zachowują, jaką politykę uprawiają i jak potrafią upolitycznić, a raczej „upartyjnić” sprawy, które same w sobie polityczne nie są – takie np. jak wiek, w którym dzieci powinny iść do szkoły czy ratowanie się przed skutkami biologicznej bezpłodności metodą in vitro. Słowo „polityka” zaczęło oznaczać coś niedobrego i mówienie o apolityczności można rozumieć jako próbę odżegnania się od tych wszystkich złych rzeczy, które się w naszych umysłach z polityką, z uprawianiem polityki połączyły. Jednak jeśli o to chodzi, to lepiej byłoby powiedzieć, że KOD nie chce mieć nic wspólnego z politykierstwem czy partyjniactwem.
Ale czy chodzi tylko o to?
W rozumieniu najprostszym, zgodnym zresztą z definicjami słownikowymi, wyraz polityka i jego pochodne oznaczają walkę o władzę lub jej sprawowanie. Nie tylko w państwie, także w powiecie, gminie, przedsiębiorstwie. Deklaracja apolityczności może więc także oznaczać, że się nie dąży do przejęcia władzy i jej sprawowania. Ale czy oznacza, że KOD w politykowanie się nie bawi?
W politykę można się bawić na dwa sposoby. Walcząc o władzę i usiłując wymóc na tych, którzy ją sprawują, żeby ją sprawowali w zgodzie z naszą wolą, z naszymi życzeniami, z naszymi wyobrażeniami o sposobie jej dobrego sprawowania. Tak robią te partie polityczne, które znalazły się w opozycji do tych partii, które wygrały wybory i sprawują w władzę w państwie. Pozostające w opozycji partie wciąż o zdobycie władzy zabiegają, ale jednocześnie starają się przekonać obóz władzy do swoich racji i programów. Trochę inaczej postępują np. związki zawodowe czy władze samorządowe, które nie pretendują do sprawowania władzy na szczeblu państwowym. Związki zawodowe zabiegają o udział w zarządzaniu przedsiębiorstwami, ale jednocześnie starają się wywierać nacisk na rząd i jego politykę gospodarczą, czy też na kształt ustawodawstwa w sprawach pracowniczych. Podobnie robią samorządowcy: rządzą w gminie czy województwie, ale także usiłują wpłynąć na decyzje władz państwowych w sprawach dotyczących władz samorządowych.
Podobnie i zarazem nieco inaczej, przynajmniej do tej pory, postępował KOD. Inicjatorzy tego ruchu, jego rzecznicy i działacze jasno deklarowali, że nie jest ich zamiarem obalanie legalnie wybranej władzy. Od samego początku i tak jest do dzisiaj, ten ruch stawia sobie inny cel. Poprzez apele, pikiety, manifestacje, czyli różne formy obywatelskiego nacisku stara się wpłynąć prezydenta, rząd i parlamentarzystów z „PiS-u” tak, żeby się pohamowali w swych rewolucyjnych zapędach.Ale nacisk ów – i trzeba to wyraźnie podkreślić – ma charakter ograniczony i zarazem dotyczy spraw fundamentalnych.
Inaczej niż partie, KOD nie ma własnego programu politycznego, toteż nie zabiega o to, jak to robią partie opozycyjne, żeby obóz rządzący realizował choć w części ich programowe cele. KOD nie odmawia PiS-owi prawa do realizowania swoich obietnic wyborczych. KOD od tej partii domaga się jedynie tego, żeby rządziła w zgodzie z obowiązującym w Polsce prawem i kulturą polityczną, jakiej się w Polsce dorobiliśmy w wyniku przestrzegania tego prawa.
KOD nie ma własnego programu i mieć go nie może, bo stworzyli go ludzie o różnych poglądach politycznych. Ale tych ludzi łączy rzecz jedna i bardzo ważna. Otóż opowiadają się oni za tym modelem ustrojowym, który został opisany w polskiej Konstytucji, a od rządzącej dzisiaj w Polsce partii domagają się tylko tyle i aż tyle, żeby swe rządy sprawowała w granicach tego właśnie modelu. W artykule 2-gim Konstytucji został on nazwany „demokratycznym państwem prawnym”. Jeżeli Rzeczpospolita Polska ma pozostać demokratycznym państwem prawnym, jak nakazuje Konstytucja i jak chcą ludzie zrzeszeni w KOD-zie, to partia, która wygrała wybory ma prawo rządzić w Polsce, ale nie wolno jej rościć sobie prawa do rządzenia Polską. Musi liczyć się z głosem tych obywateli, którzy nie są jej zwolennikami i z głosem parlamentarnej opozycji.
KOD nie jest partią polityczną, ale nie jest też ruchem apolitycznym. Jest ruchem obywatelskiego nacisku na państwowe władze, który domaga się, żeby działały one w zgodzie z prawem i dobrym obyczajem. W tym ograniczonym sensie i w tym wąskim, ale ważnym zakresie KOD jest też ruchem politycznym. Nie powinien i zapewne nie będzie wystawiał swoich kandydatów w kolejnych wyborach prezydenckich i parlamentarnych, z powodów o których wspomniałem. Ale właśnie dlatego powinien traktować jako swoich sprzymierzeńców wszystkie te partie polityczne, które deklarują i praktykują poszanowanie norm obowiązujących w demokratycznym państwie prawnym. One w wyborach będą startowały i tylko one mogą sprawić, że w naszym kraju będziemy mieli coś lepszego od „dobrej zmiany”, którą nam uszykowało „Prawo i Sprawiedliwość”.
Uważam, że powinniśmy zastanowić się nad formami i zasadami współdziałania z innymi niż my organizacjami politycznymi i zresztą nie tylko z nimi. Jeżeli tego nie zrobimy, to KOD zaprzepaści szansę na zbudowanie szerokiego frontu obrońców demokracji i praworządności.
P.S.
Mateusz Kijowski: „Nie popieramy żadnej partii i przeciwko żadnej partii nie jesteśmy. Sprzeciwiamy się tylko łamaniu reguł demokratycznego państwa prawa.” [w: Grzegorz Szymanik, Piotr Socha, „Komitet Obrony Demokracji: O demokracji porozmawiamy z każdym politykiem. Także z Jarosławem Kaczyńskim, jeśli zechce” , Wyborcza.pl Duży Format3 grudnia 2015,
Taka deklaracja otwartości ładnie brzmi. Ale nijak się ma do realiów politycznych. Reguły demokratycznego państwa prawa łamie KTOŚ. Nie Marsjanie, lecz Jarosław Kaczyński i jego partia. O demokracji z nikim rozmawiać nie będą. Czy tego chcemy, czy nie, jesteśmy przeciwko partii Kaczyńskiego. I trzeba to jasno mówić. A nie łudzić ludzi i siebie szlachetnymi formułkami.
Pomagajmy wszystkim partiom, które szanują Konstytucję, a gdy przyjdzie do wyborów, każdy sobie zagłosuje na tę, która mu się najmniej nie podoba.
Możemy zaklinać rzeczywistość, czarować się i samooszukiwać słowami, że jesteśmy ruchem apolitycznym, obywatelskim. A obywatel to kto? Ten, co płaci podatki i nic więcej? Apolityczny mieszkaniec tego kraju nie jest obywatelem.
Aleksander Labuda
* * *
Za zgodą profesora Aleksandra Labudy, aby tekst dotarł do jak najszerszej liczby odbiorców, redakcja zdecydowała się na opublikowanie wykładu wygłoszonego 30 stycznia podczas happeningu Artykuły Pierwszej Potrzeby
[Szkic wykładu, który stanowił część happeningu „Podzielmy się chlebem i Konstytucją”, zorganizowanego przez Leszka Budrewicza na pl. Solnym we Wrocławiu 30 stycznia 2016 r.]