Feministki w hidżabie
Gdy oglądamy wiadomości z krajów islamskich lub zdjęcia z politycznych spotkań odnosimy wrażenie, że nie ma tam wcale miejsca dla kobiet. Jednak to nieprawda, kobiety są obecne w polityce, nauce i kulturze wielu krajów islamskich. W takim na przykład Egipcie, gdy w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku wielu egipskich chłopów walczyło z latyfundystami zabierającymi im ziemię, równie wiele z kobiet opowiedziało się po stronie socjalizmu. Doprowadziło to do upadku monarchii i objęcia władzy przez guru arabskiego socjalizmu – Gamala Nasera. Ale ideały sprawiedliwości nie docierały do wiosek w delcie Nilu. Tam nadal lokalne władze wysługiwały się latyfundystom, a chłopów walczących o swoją ziemię wtrącano do więzień. Prześladowani założyli partyzantkę, nadal trwała walka klasowa. Wiele kobiet trafiło wtedy do więzienia.
Także w latach siedemdziesiątych, za rządów kolejnego prezydenta, Anwara as-Sadata, sprzyjającego wielkiemu kapitalizmowi, wiele kobiet było w awangardzie o prawa obywatelskie w Egipcie. Tak samo było w czasach dyktatury Mubaraka. Paradoksalnie dyktatura tłumiła swobody, ale promowała prawa kobiet. To zasługa żony dyktatora, Susan Mubarak, dla której wymachiwanie prawami kobiet było maskaradą dla publiczności z Zachodu. W istocie promowano kobiety posłuszne dyktaturze, a nie prawa kobiet w ogóle.
W kilku kwestiach nie sposób jednak nie przyznać racji żonie dyktatora: jedną z nich była jej kampania przeciwko powszechnej w Egipcie, szczególnie na prowincji, okrutnej praktyce obrzezania kobiet. Zajmują się tym fryzjerzy – brzytwą, żyletką, kawałkiem szkła. Według niektórych statystyk do obrzezania wciąż zmusza się 80-95 % dziewcząt. Twardych danych nie ma. Dzięki Susan Mubarak w „miejscowej kulturze” pojawiła się jednak wyrwa, szczelina, w której coraz więcej wykształconych, świadomych Egipcjan sprzeciwia się wobec tej praktyki.
Drugą rzeczą, którą udało się Susan Mubarak osiągnąć było przeforsowanie nowego prawa o rozwodach. Kiedyś Egipcjanka, chcąc się rozwieść, musiała dowieść w sądzie, że mąż wyrządził jej krzywdę. Obecnie, dzięki Susan Mubarak, ma prawo domagać się rozwodu bez dowodzenia czegokolwiek.
Ale prawa kobiet z nadania żony dyktatora są dziś obciążeniem. Trudniej je krzewić, bo kojarzą się z zamordyzmem. Dlatego powstają takie organizacje feministyczne jak „Kobiety i Pamięć”. Dlatego też w czasie egipskiej wiosny tak wiele kobiet demonstrowało na placu Tahrir – tam ważyły się losy kraju. 28 stycznia 2011 roku, nazwanego później Dniem Gniewu, na plac przybyło wiele kobiet ze wsi – wydarzenie bez precedensu.
Myśląc o kobietach w kraju islamskim mamy wiele fałszywych wyobrażeń. Znów wracając do Egiptu – kobiety mają tam trzymiesięczny płatny urlop macierzyński, a potem dwuletni – wychowawczy, po którym mogą bez problemu wrócić do pracy. Na Uniwersytecie Kairskim wykładowczyń jest tyle samo, co wykładowców. Podobnie układają się proporcje między studentkami i studentami. Płace mężczyzn i kobiet są w sektorze publicznym równe.
O co więc walczą feministki w Egipcie? O to, by prawo nie dawało przewagi ojcu nad matką w sprawach wychowawczych. O karanie mężczyzn zaczepiających samotne kobiety na ulicy, w metrze, w autobusie.
Szczególnie na sile przybiera islamski feminizm: ruch pobożnych muzułmanek, które uświadamiają innym, że to nie islam zniewala kobiety, lecz mężczyźni fałszywie interpretujący jego reguły.
Dobrym przykładem jest tu kwestia burki. To rodzaj sukni, często czarnej, która okrywa kobietę od stóp do głów i ma jedynie dwa otwory na wysokości oczu. W islamie nigdy jednak nie było mowy o tym, by kobiety miały się tak ubierać – burka nie jest wymogiem religijnym. Sprawił to lęk przed kobiecą seksualnością, który znajduje się w centrum każdego religijnego fundamentalizmu. Koran w rzeczywistości nadał kobiecie, jako wierzącej, takie same prawa i taką samą godność wobec Boga, co mężczyźnie (sura XXXIII, werset 35). Jednak ci, którzy odczytują ten tekst dosłownie, interpretują go w sposób karykaturalny. W Koranie jest mowa o zasłonie (hidżab), by kobiety, wychodzące wieczorem na ulicę, nie były zaczepiane przez mężczyzn, biorących je za prostytutki (sura XXXIII, werset 59). Burka jest więc karykaturą przesadnej interpretacji tekstu religijnego i zdradza ogromny lęk mężczyzny wobec kobiety. Jest to ten sam lęk, który powstrzymuje islamofobów w ich rodzinnych krajach przed równie mocnym potępianiem przemocy domowej, nierówności na rynku pracy i walką o prawa kobiet. Maczyzm, z którego wywodzi się przemoc wobec kobiet i ich wykluczanie jest plagą zarówno krajów z dominantą islamu, jak również tych, gdzie króluje chrześcijaństwo, animizm, czy w społecznościach ateistycznych. Woman is the nigger of the world, śpiewał John Lennon, kobieta jest murzynem świata. Dyskryminacja wobec kobiet to zjawisko ponad granicami, rasami i religiami. Tak było od zawsze. Dlatego taką hańbą były protesty zgłaszane przez prawicowe środowiska w związku z ratyfikowaniem konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet, którą podpisał prezydent Bronisław Komorowski. Obawy przedstawicieli polskiego kościoła katolickiego i prawicowych polityków, iż uderzy ona w tradycyjnie rozumianą rodzinę, a także polską tradycję i religię, to to samo działanie, przez które islamscy fundamentaliści kazali kobietom chodzić od rana do nocy w burkach. To postawa wykluczająca, która udaje, że broni dyskryminowanych i opowiada się za ich prawami oraz inkluzją. To nienawiść udająca miłość. Zło, które stroi się w szaty dobra.
Czy dziwić więc może, że feministki wciąż walczą o prawa kobiet, także te religijne, jak świat długi i szeroki?
Na podstawie: Artur Domosławski, Wykluczeni, Wielka Litera, Warszawa 2016
DWŻ