Imposybilizm

Rys. Max Skorwider

Filozofia władzy Jarosława Kaczyńskiego została wyłożona jasno dość dawno temu, gdy w czasie pierwszych rządów PiS spopularyzował on pojęcie przypisywane Markowi Jurkowi, a zwane tajemniczo „imposybilizmem prawnym”. Otóż pojęcie to oznaczać miało nieracjonalne i pętające władzę zawiłości formalno-prawne, które są szkodliwe, ponieważ hamują jej chęć „czynienia dobra”. Wówczas jednak Jarosław, jak i jego formacja nie zdołali owego imposybilizmu przełamać, ponieważ kruche rządy koalicyjne nie dawały stałej większości sejmowej. Dlatego też Kaczyński zaryzykował wówczas przyspieszone wybory, które, jak wiemy, przegrał i musiał pożegnać się z władzą na 8 lat.

Prezesowi PiS zostało z tamtego czasu poczucie, że prawne ograniczenia władzy są czymś złym i że należy je usunąć. Nie eksponowano tego w programie partii, nie mówiono o tym w kampanii 2015 roku. Ba! Kandydat na prezydenta, Andrzej Duda mówił wówczas, że trzeba poszerzyć władzę kontrolną Trybunału Konstytucyjnego. Zmiana narracji nastąpiła szybko po wygranych wyborach parlamentarnych – na pierwszy ogień poszedł Trybunał właśnie, jako jedyna władza zdolna zatrzymać niekonstytucyjne poczynania PiS. A tych było wiele. Nie miejsce tutaj, aby znów je wymieniać, ważna jest ich wspólna cecha – były stosowane szybko, bez słuchania protestów prawników, opozycji i społeczeństwa. Władza nie negocjuje swojego stanowiska, choć czasem kluczy, by zmylić ślad. Wtóruje tym poczynaniom nachalna propaganda neutralizująca protesty i zmieniająca ich wydźwięk.

PiS przełamuje imposybilizm łamiąc Konstytucję, ustawy czy regulamin Sejmu, a następnie łączy to łamanie prawa z decyzjami socjalnymi mówiąc wyborcom „oni mówili, że się nie da, my to zrobiliśmy”. W ten sposób budowany jest mit władzy skutecznej, nienegocjującej. Jest to wizja pociągająca dla wielu Polaków rozczarowanych „miałkością” poprzednich rządów. Ta siła władzy imponuje i przyciąga. Dr hab. Maciej Gdula nazwał to zjawisko „nowym autorytaryzmem”. Czy grozi nam jego utrwalenie?

Okazuje się, że ów imposybilizm nie zawsze jest tak samo łatwo i ochoczo przez obóz władzy pokonywany. Gdy odżył stary i znany temat problemów służby zdrowia, władza nie była aż tak skłonna szybko reagować, a przeciąganie liny trwało tygodniami. Nawet dziś, w przededniu kampanii wyborczej, prezes Kaczyński mówi w jej przypadku tylko o przygotowaniu „mapy drogowej”, konsultacjach i innych pozorowanych działaniach. Jednocześnie partia obiecuje poszerzenie programu 500+, darmowe leki dla kobiet w ciąży, wyprawki szkolne. Grosz sypie się szerokim strumieniem tam, gdzie pozwoli zdobywać kolejne głosy.

Nie inaczej sytuacja ma się z protestującymi rodzinami niepełnosprawnych. Prezydent zbiera postulaty, choć 3 lata temu w kampanii chwalił się pakietem gotowych rozwiązań, premier mówi znów o „mapie drogowej”, a nawet podnosi konieczność zmiany Konstytucji, aby dało się uruchomić pomoc(!). Minister Rafalska z kolei twierdzi, że ustaw nie pisze się na kolanie… i to dwa tygodnie po tym, jak Sejm w 2,5 doby uchwalił trzy ustawy o sądownictwie nowelizujące niedawne nowelizacje. Wbrew wszelkim zasadom legislacji!
Stąd zagadka pozostaje nierozwiązana. Jest jeszcze ten imposybilizm, czy już go nie ma?

Maciej Pokrzywa 

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…