Jarosław Wielki (część I)

POZYCJA: Prezes Polski, Założyciel Pislandii, Pan na Dwóch Wieżach.

HISTORIA: Wszystko co wielkie musiało mieć swój początek, nawet jeśli był on skromny. Z perspektywy dziejowej można dostrzec już u zarania przebłyski przyszłego geniuszu. Nie inaczej było u Jarosława, który z bratem Lechem w dzieciństwie zagrał w narodowym eposie o pracy, lenistwie, wielkim rabunku i drodze na skróty. Motywy te Jarosław miał zapamiętać szczególnie mocno. I fakt, że warto mieć coś Srebrnego. W czasach późniejszych, gdy rozpoczęła się w Polsce walka z Czerwonym Imperium o Jarosławie za dużo słychać nie było. Późniejsi apologeci i biografowie wprawdzie umieszczali go tu i ówdzie, jako członka różnych doradczych gremiów, ale ciężko tę aktywność uchwycić. Wiadomo jednak, że w trakcie jednego z ważnych strajków „przebywał” w pewnej hali, co niedawno jedni chwalili, inni wypominali.

Do „Solidarności” zapisał się w czasie, gdy wiadomo było, że Czerwoni przegrywają i nic za to nie grozi. Jednak, gdy kilka lat wcześniej, 13 grudnia, było ciężko – on spał do południa. Wyspać się jednak nie mógł, bo jak sam wspominał – nieinternowanie było stanem znacznie gorszym niż internowanie. Mimo to później nie miał problemu, by przystąpić do obozu Głównego Internowanego. Rozczarowany pierwszy z niego wystąpił i palił potem jego kukłę w proteście przeciw niedocenieniu niedospanego nieinternowanego.

Gdy w 2015 poprowadził swój obóz do zwycięstwa i założył Pislandię, mówił, że robi to w opozycji do 25 lat wcześniejszych rządów. Zapomniał chyba, że w ciągu tego ćwierćwiecza jego formacje brały udział w rządzeniu kilkukrotnie. Choć trzeba Jarosławowi przyznać rację – znacznie lepiej wychodziło mu bycie w opozycji niż w koalicji.

Epizod z lat 2005-2007 był szczególnie wymowny. W dwa lata, rządzący PiS rozegrał masę bitew, w których odniósł szereg zwycięstw… nad swoimi sojusznikami. Prezydent, dwóch premierów, z których jednym został sam Jarosław, to wszystko nie wystarczyło, by utrzymać większość. Na dodatek tak zmęczyli wszystkich swą polityką, że przez kolejne 8 lat przegrywali wszystkie elekcje. Ale też zwierali szyki. Po śmierci brata w 2010 Jarosław rozpoczął marsz, w którym miał dochodzić do prawdy. Trochę to trwało – raz się nie udało, bo był na pigułkach, innym razem zdradził go własny Delfin. Usuwał ze swego grona wszystkich, którzy byli niewystarczająco prawomyślni. Chował w szafie i wystawiał figury swojej politycznej układanki, by w końcu wygrać dzięki mało znanym i mdłym, ale nieopatrzonym twarzom. I dopiero wówczas dowiedzieliśmy się kim Jarosław jest naprawdę. I jaki jest Wielki. Ale to już zupełnie inna historia…

SŁYNNE SŁOWA JAROSŁAWA: Żadne krzyki i płacze nas nie przekonają, że białe jest białe, a czarne jest czarne – słowa te, wypowiedziane przez Jarosława w trakcie exposé w 2006 roku stały się podwaliną pod filozofię jego obozu. Nieważne jak mądre czy słuszne słowa ktoś wypowiada – jeśli padają one spoza Pislandii – Jarosław i jego zwolennicy swojego zdania nie zmienią.

SŁYNNE SŁOWA O JAROSŁAWIE: On nie wymaga luksusów, nie piastuje godności, lecz nie jest skromny. Nie chce być szarą eminencją i skrycie pociągać za sznurki. Ma być widać, że to on wydaje rozkazy. – te zdania Ernesta Skalskiego dobrze oddają sposób funkcjonowania Jarosława Kaczyńskiego w ramach jego obozu. Problem w tym, że kiedy jego partia zamieniła Polskę na Pislandię ten model funkcjonuje nie tylko w ramach partii, ale również w ramach państwa. Nieważne są już kompetencje, urzędy, konstytucyjny porządek władzy. Najwyżej stoi on – Prezes Polski, sułtan wśród eunuchów. Tylko haremu brak.

Maciej Pokrzywa

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…