KOD – wersja optymistyczna. Wywiad z Małgorzatą Lech-Krawczyk

DEKODER: Jak to się stało, że zaangażowałaś się w pracę w KODzie?

MAŁGORZATA LECH-KRAWCZYK: Chyba klasycznie – jak u większości koordynatorów. Czytałam Studio Opinii, pisałam na profilu Racjonalnej Polski, spotkałam się wirtualnie z Mateuszem Kijowskim i Krzysztofem Łozińskim, a za chwilę był Komitet Obrony Demokracji i prośba, czy się zajmę tworzeniem struktur dolnośląskich. Z zaskoczenia się zgodziłam. Kilka dni później spotkałam się już w realu z moim współkoordynatorem Andrzejem Trzynadlowskim. Na to spotkanie przyszedł też Maciek, który jako jeden z pierwszych pojawił się w dolnośląskim KOD, Adam i Jarek. Przygotowaliśmy spotkanie założycielskie w Sektorze 3, dzięki pomocy Marzeny i tak się zaczęło. Z Adamem byliśmy na pierwszej Manifestacji w Warszawie, oprócz nas było może 300 osób. Następna to tuż 50000.

D: Przeczuwałaś, że KOD tak szybko rozrośnie się w duży i prężny ruch obywatelski?

L-K.: To było największe zaskoczenie…Nie pamiętam dat, ale dni tygodnia. W środę rano, po długiej nocnej dyskusji, na której padła propozycja Krzysztofa Łozińskiego: „Załóżcie Komitet Obrony Demokracji”, patrzę jest… grupa i liczy 30 członków W sobotę rano sprawdzam i oczom nie wierzę: jest ponad 2000; wychodzę po zakupy, wracam – jest 3500! To był szok a potem lawinowo grupa się rozrastała.

Ruch jest duży, faktycznie, ale zbyt szybki jego wzrost nie dał czasu na nadążanie za potrzebami – tak ruchu, jak i jego uczestników. Wszyscy pracujemy w ogromnym tempie i dyskomforcie czasowym, nie ma kiedy pomyśleć, bo trzeba od razu coś robić, a sprawy są wyłącznie ważne, ważniejsze, najważniejsze i niecierpiące zwłoki a… zapomniałam o tych na wczoraj.

D: Miałaś wcześniej doświadczenie w pracy społecznej?

L-K.: Tak głównie jako uczestnik akcji charytatywnych.

 D: Ale nie jako lider?

L-K.: Jestem współtwórczynią NGO, ale w sferze edukacji, nie działalności obywatelskiej, ta dla mnie jest nowością.

D: Czy uważasz, że KOD powinien stać się w przyszłości partia polityczną? Wielu ludzi tak właśnie uważa.

L-K.: Nie, KOD jest dla mnie niezwykle potrzebną organizacją obywatelską, której potrzebowaliśmy od dawna. Niestety, przez okres transformacji nie mieliśmy czasu na „odrobienie lekcji” ze społeczeństwa obywatelskiego, dlatego teraz musimy brać korepetycje i intensywnie stracony czas nadrabiać. 

D: W zawiązku z powstaniem KODu Polacy odczuli chyba ogromny „zryw obywatelski”. Sądzisz, że ten zryw ma szansę zbudować podwaliny dla czegoś trwałego, stabilnego w przyszłości? Że ma szansę podnieść „potencjał obywatelski” Polaków?

L-K.: KOD jako ruch społeczny ma swoje odniesienie pewnie tylko do Solidarności. „Zryw” to dobre słowo, ale ten zryw musi się teraz uporządkować. Określić cele długo i krótkoterminowe, misję, stworzyć sprawne struktury regionalne, ewoluować i dopasowywać do zachodzących zmian. KOD ma szansę na długie istnienie i zawsze będzie potrzebny, bo każda władza ma tendencje do „zawłaszczania państwa”, a chodzi o to, żeby żadnej władzy nie przyszło do głowy zabieranie swobód obywatelskich i przekraczanie swoich uprawnień, żeby rządzący mieli świadomość odpowiedzialności nie tylko za swój elektorat, ale za całe społeczeństwo. Trzeba sobie zadać pytanie: czym we współczesnym świecie jest demokracja? Demokracja obecnie to taka sztuka prowadzenia sporu społecznego, żeby żadna ze stron nie miała poczucia odrzucenia, sztuka dochodzenia do kompromisu. Pewnie nie będzie takich rządów, które by się wszystkim podobały, ale mogą być takie, które każdemu obywatelowi dają poczucie równości wobec prawa i poczucie, że jego głos jest ważny. KOD, moim zdaniem, już odniósł sukces. Tym sukcesem jest wzrost przekonania Polaków o tym, że mają wpływ na własne otoczenie i że to od ich działań wiele zależy. Obserwujemy wzrost zainteresowania organizacjami watchdog. „Potencjał obywatelski” podnosi się i buduje na naszych oczach. To jest ten pozytywny efekt „dobrych zmian” w Polsce.
12788875_1035703753153587_685584057_o

 

D: Niedawno powstał oddział regionalny KOD w Dzierżoniowie, który pomagałaś zakładać. Jakie są Twoje wrażenia z pracy tamtejszych działaczy? Czego byś im życzyła i przed czym przestrzegała?

L-K.: W ciągu dwóch miesięcy pracy KODu dolnośląskiego udało się powołać oddziały: Głogów/Polkowice, Legnica/Lubin, Jelenia Góra, Zgorzelec, Kłodzko. Dzierżoniów powołał się w ubiegłym tygodniu. Ludzie w całej Polsce mają potrzebę przynależności do dużego ruchu społecznego. Oczywiście łatwiej jest stworzyć oddział w dużym mieście, ale to właśnie te mniejsze miasta i miasteczka są naszym głównym celem. Chodzi o uświadomienie obywatelom, że mają wpływ na losy swojej miejscowości, regionu i jeżeli oni nie wezmą spraw w swoje ręce, to nikt za nich tego nie zrobi. Praca działaczy regionalnych jest z pewnością trudniejsza i bardziej skomplikowana. We Wrocławiu KODowicz, jak chce, może pozostać praktycznie anonimowy, ale już nie w Dzierżoniowie, gdzie się wszyscy znają. Czego bym życzyła: przede wszystkim wytrwałości, bo praca w ruchu obywatelskim jest długa i żmudna – nie wystarczy wyjść na ulicę, pomachać flagą, napisać kilka postów w necie i nagle budzimy się w wymarzonym kraju. To praca na lata, a efektów praktycznie nie widać, ale trzeba w nie wierzyć, że będą… i mieć nieskończone pokłady optymizmu. Przestrzec mogę jedynie przed niecierpliwością.

D: Czym może skutkować ta niecierpliwość?

L-K.: Zniechęceniem, poczuciem klęski, niechęcią do angażowania się w jakąkolwiek działalność, marazmem, a na końcu emigracją wewnętrzną. Dlatego mówię o tym nieustającym optymizmie i pozytywnym myśleniu: „zawsze tak nie będzie”.

D: Rozumiem, że starasz się sama być optymistycznie nastawioną do życia osobą? Co Ci w tym pomaga?

L-K.: Optymizm to podstawa, sądzę, że człowiek jest tak długo młody, jak długo ma poczucie radości życia. Trzeba umieć się cieszyć tzw. małymi rzeczami, codziennymi drobiazgami, poczucie szczęścia zależy wyłącznie od nas. Z pewnością motorem napędowym do działania jest dla mnie moja rodzina. Działając w KOD nie myślę o sobie, a o przyszłości moich dzieci. Chcę, żeby Polska miała dla nich ofertę, żeby tutaj chciały i mogły mieszkać, spełniać się zawodowo, żeby nie trzeba było kontaktować się przez skype czy inny komunikator.

D: Jak wygląda teraz Twój przeciętny dzień?

L-K.: Bardzo różnie. Kalendarz mam napięty, bo do obowiązków zawodowych dochodzą KODowe. Wolnego czasu już nie mam. Wstaję wcześnie i siadam do komputera trochę popracować – przy okazji sprawdzam, co tam w KOD, a zazwyczaj jest tak gorąco, że trudno wyjść z domu (odpisuję na maile, które często przyszły w nocy, sprawdzam informacje na kilku profilach, odpowiadam na pytania). Jadę na spotkania i w zasadzie przez cały dzień przemieszczam się z punktu A do punktu B, w tzw. międzyczasie wisząc na telefonie. W korkach sprawdzam maile i sms. Wracam do domu i znajduję chwilę na rozmowy z mężem i córkami. To mój święty czas: nie odbieram telefonów, nie siadam do komputera – niech się wali i pali… W tygodniu późnym popołudniem czasami nawet kilka spotkań KODowych. Wracam późnym wieczorem, siadam do komputera i nadrabiam zaległości w pracy. Do niedawna zajmowałam się administrowaniem stron KODowych, więc siedziałam często do 3.00, 4.00 rano. Na szczęście już się tym nie zajmuję, więc zaczynam się wysypiać.

D: Czy masz jakieś motto życiowe?

L-K.: Moja babcia zawsze mówiła: „Żyj tak, żeby nikt przez ciebie nie płakał” i tego zawsze staram się trzymać, ale w świetle ostatnich wydarzeń dobre motto to: „Kropla drąży skałę” – także dla całego KOD.

D: Dziękuję za rozmowę.

12788122_1035703689820260_1870002472_n

 

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…