Księżna Beata, Pani na Brzeszczach

POZYCJA: prezes rady ministrów, główny podnóżek Wielkiego Jarosława.

HISTORIA: Beata Szydło nie była przez długi czas uznawana za postać szczególnie wybitną ani zasłużoną. Nim znalazła się wśród książąt krwi przewodziła rodzinnym Brzeszczom jako burmistrz. Zamarzyła sobie jednak wielkiej polityki i gdy nie udał się jej mariaż z Platformą, karierę związała z Pislandią od udanej elekcji sejmowej roku 2005. Od tamtej pory przywykła do poselskich ław, choć nie była szerzej znana, nawet po tym, jak w 2010 została wiceprezesem partii. Wiadomo – wódz jest tylko jeden i tytuł wiceksiążęcy nie znaczy wiele.

O Beacie stało się głośno dopiero 5 lat później, gdy pokierowała zwycięską kampanią swego rodowego druha, Andrzeja zwanego Dudą. To właśnie w uznaniu tych zasług Wielki Jarosław namaścił ją na kandydatkę na premiera odrodzonej Pislandii.

I rzeczywiście, mimo fatalnych występów w debatach, w których Beata mówiła głosem porywającym jak śpiew wrony na wysypisku, Pislandia elekcję wygrała. Zapewne przyczyniło się do tego hasło „500 zł na każde dziecko”, które kandydatka powtarzała jak zdarta płyta. Co ciekawe, po wyborach dziecko już nie było „każde” tylko „drugie i następne”. Drobna pomyłka.

W kampanii ważna też była nuta o „Polsce w ruinie”, którą Szydło raczyła wyborców przy każdej okazji. Mylili się jednak ci, którzy myśleli, że to hasło dotyczące stanu państwa. Niedługo później okazało się, że to program, który Pislandia postanowiła zrealizować wobec instytucji polskiej Demokracji.

DOKONANIA: Wreszcie Beata została pełnoprawną księżną, a nie jakąś wice. Inauguracja rządów była jednak osobliwa – w momencie ustalania składu jej dworu Szydło została wysłana na urlop, chyba więc niespecjalnie liczono się z jej zdaniem. W dniu uroczystego zaprzysiężenia król Andrzej I zwracał się do niej per „Droga Beato”, a do Wielkiego Jarosława „Panie premierze”, „architekcie zwycięstwa”. Hierarchia została zachowana.

Gdy już księżna panować zaczęła, ważniejsze od jej obietnic stały się nocne głosowania nad jakimś Trybunałem Konstytucyjnym, o którym zwolennicy Pislandii pierwszy raz w życiu słyszeli. Rząd jednak działał niezłomnie, a księżna, by podkreślić wstawanie Pislandii z kolan, wyrzuciła ze swojego gabinetu unijne flagi. Podobno jej broszki nie komponowały się z unijnymi gwiazdkami.
Beata w telewizji wypiękniała, zmądrzała i wyrosła na europejskiego męża stanu. Tylko nie tak od razu, a po tym jak Pislandia przejęła kontrolę nad TVP. Dzięki temu mężniała nawet, gdy jeździła do Brukseli tłumaczyć się z łamania Konstytucji. W ogóle księżna bardzo lubi jeździć, zwłaszcza do rodzinnych Brzeszcz. Robi to tak często, że w końcu zdarzył się wypadek. Na szczęście nic się premier nie stało, a kraksa wpisała się idealnie w nową świecką tradycję, jaką jej rząd niezłomnie kontynuuje.

Rząd pod przywództwem Beaty odniósł kilka spektakularnych sukcesów: zrealizował program 500+, obniżył wiek emerytalny czy podniósł płacę minimalną. Sporo jednak było też wpadek: armia straciła szansę na nowe uzbrojenie, Komisja Wenecka stwierdziła łamanie praworządności, a głosowanie przeciw Tuskowi zakończyło się porażką 1:27. Za ten „sukces” zresztą księżna otrzymała bukiet kwiatów niczym I sekretarz za czerwonych czasów. Było też przespanie nawałnic, nieudolna reforma oświaty i dalsza zapaść w służbie zdrowia, fatalnie przykrywana propagandą.

Jeszcze gorzej sprawy wyglądają na forum międzynarodowym. Pislandia mocno skłóciła się z nowym prezydentem Francji, Macronem, którego Beata strofowała z tylko sobie znanym wdziękiem. Również z kanclerz Merkel przestano chodzić pod rękę, zwłaszcza po wysunięciu sprawy wojennych odszkodowań. Ukrainę zaś obraża się na co dzień dla sportu, ku uciesze Rosji zresztą. Przyjaciół Pislandia ma tylko wśród władców „silnej ręki”. Stąd dobre stosunki z Trumpem, Orbanem, Erdoganem. Do kolekcji brakuje tylko prezydenta Putina, ale kto wie, może i z nim się w końcu uda, przecież wszyscy obecni ulubieńcy Pislandii trzymają z Władymirem sztamę.

Na te czy inne plany księżna może jednak nie mieć czasu, jeśli podczas przewidywanej wkrótce rekonstrukcji rządu sama zostanie zrekonstruowana…

SŁYNNE SŁOWA BEATY: Oboje z Mateuszem jesteśmy pomazańcami Jarosława Kaczyńskiego – tak o sobie i wicepremierze Morawieckim mówiła pani premier. To rzadki u książąt przykład publicznej szczerości, który jasno określa, kto i dlaczego w Pislandii jest na jakimś stanowisku. I dlaczego w każdej chwili może z niego zniknąć.

SŁYNNE SŁOWA O BEACIE: Szydło reprezentuje perspektywę poziomu gminy – takimi słowami podsumowała szerokość horyzontów nowej premier Jadwiga Staniszkis, niegdyś wielka sympatyczka Pislandii, dziś powściągliwa w krytyce i zawiedziona poziomem rządów komentatorka.

Maciej Pokrzywa 

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…