Mezalians tronu i ołtarza

Chrześcijanin wobec władzy, Kościoła i ruchów nacjonalistycznych

Rozdział Kościoła od państwa nie oznacza walki między jednym a drugim, a jedynie ich niezależne współistnienie.

Wielu moich przyjaciół uważa, że będąc teologiem i pastorem źle robię działając na rzecz społeczeństwa obywatelskiego. Odpowiadam, że jest zasadnicza różnica między modlitwą za władzę (co zaleca Biblia), a bezkrytycznym wsparciem poczynań władzy. Na szczęście, dobra teologia polityczna pozwala odróżnić wiarę i praktykę od polityki i religii. Jednym z głównych tematów teologii politycznej jest relacja między Kościołem a Państwem. Temat nader aktualny, gdy tron i ołtarz wspierają się wzajemnie, a formacje faszyzujące wypełniają nasze ulice i świątynie.

Chrystus powiedział: Moje Królestwo nie jest z tego świata. Radykalnie zmienił to Konstantyn Wielki. Rzekomo widział krzyż na niebie, ale popełnił fatalny błąd mówiąc o tym innym. Krzyż Jezusa stał się symbolem konfliktu i siły zbrojnej zamiast znaku pokoju i pojednania. A przecież krzyż Jezusa nie jest narzędziem władzy żadnego państwa, klasy społecznej, rasy czy instytucji kościelnej. Zapewniam was, jeśli spotkacie taki krzyż, to on do Niego nie należy.
Narzucanie religii/wiary nigdy nie było dobrym pomysłem, a we współczesnym świecie jest anachronizmem. Niczym próba wskrzeszenia dinozaurów w filmie „Park Jurajski”. Wszyscy wiemy, jak się skończyła. Podobnie, obecna polityka rządu RP oraz Episkopatu w Polsce, tylko przyspiesza i pogłębia radykalną sekularyzację.

Na przykład, z punktu widzenia polityki, proponowane zmiany w prawie aborcyjnym dzielą społeczeństwo, wchodząc w sprawy światopoglądowe. W rezultacie umacniają obóz władzy oraz osłabiają opozycję. Ostateczny efekt będzie jednak odwrotny do zamierzonego. Gdy fala się odwróci, zmyje nadbudowę IV RP wraz z jej kruchymi fundamentami. Szkoda tylko niezliczonych ofiar.

Nowa rzecz to demonstracje pod pałacami biskupów. To jest naturalny rozwój sytuacji, bo instytucje i osoby, które wchodzą w politykę, muszą liczyć się z tym, że będą podlegać krytyce politycznej.

Powiem wam, że jeśli spotkacie boga partyjnego, ta partia do Boga nie należy. Owszem, partie ogłaszają przynależność do Pana Boga, a ciemny lud to kupuje. Ale Ci, którzy nie kupują towaru, wyrzucają Boga wraz z „Jego partią”.

Kościół błądzi, gdy identyfikuje się z jedną opcją polityczną. Biblijne Chrześcijaństwo nie jest ani lewicowe, ani prawicowe z natury. Powiem jeszcze inaczej: liberalizm ma tyle wspólnego z chrześcijaństwem, ile konserwatyzm. Oba chodzą nieraz z chrześcijaństwem równoległymi drogami.

Chrześcijanin może być patriotą, ale nigdy nacjonalistą. Patriotyzm nie potrzebuje wroga, bo jest miłością do swojego narodu. Nacjonalizm potrzebuje wroga, bo jest nienawiścią do innych narodów. Nacjonalizm więc nie ma nic wspólnego z Chrześcijaństwem, jedynie z jego karykaturą. Takie hasła jak „śmierć wrogom ojczyzny” nie mieszczą się w chrześcijaństwie. Bo Bóg nie jest Bogiem terytorialnym, etnicznym czy narodowym.

Piekło na ziemi rozkwita w najlepsze, gdy cenię moją rację (a jeszcze gorzej moją nację) ponad Twoim człowieczeństwem. Według logiki biblijnej, pojęcie „Bóg z nami” oznacza także, że nasza postawa wobec obcych, to „My z Wami”. Pragnę widzieć w nieznajomym nie obcego, lecz po prostu człowieka.

Milczenie w obliczu ruchów faszyzujących to cicha zgoda na barbarzyństwo. Gdy politycy (i co gorzej duchowni) publicznie wyrażają swoje szowinistyczne, rasistowskie i ksenofobiczne poglądy, daje to zielone światło dla obywateli, by postąpili podobnie. Dlatego mówię: Biada ludowi, dla którego kapłani przekuwają narodowe kompleksy, fobie, przesądy i uprzedzenia w religijne szaty dla mas. I biada Kościołowi, który błogosławi tym, którzy obok krzyża noszą swoiste ersatz-swastyki.

Jednak mam nadzieję.

Jako osoba wierząca bronię prawa osób niewierzących przed tzw. wierzącą większością. Po zmianie władzy będę konsekwentnie bronić prawa osób wierzących przed tzw. niewierzącą większością. Bo w prawdziwej demokracji, większość szanuje i chroni prawa mniejszości.

Jeśli pozwolę sobie na pogardę dla tych, którzy nadużywają autorytetu religijnego i politycznego, jeśli pozwolę sobie, by ich nienawidzić, będę mało użyteczny dla innych jako człowiek, a jako chrześcijanin w ogóle. Gdy znienawidzę swoich wrogów, pozwolę im zatruwać także moją duszę. Dlatego często powtarzam sobie: Ale chroń mnie Panie od pogardy. Od nienawiści strzeż mnie Boże.

Skoro każdej władzy trzeba patrzeć na ręce, to dotyczy to także władzy kościelnej. Tu odpowiednikiem społeczeństwa obywatelskiego będzie wspólnota obywatelska (wspólnota ludzi zorientowanych, odpowiedzialnych, zaangażowanych i mających głos w swoim duchowym domu). Znam sporo takich wspólnot, ale do ich funkcjonowania na szeroką skalę została jeszcze długa droga.

Kościół powszechny wpychany jest na margines przez nurt nacjonalistyczny. To nie jest tragedia, bo stąd lepiej widać potrzeby ludzi i można/trzeba na nie reagować. Za każdym razem, gdy Kościół przekształcał się w biznes czy w imperium, powstawał oddolny ruch odnowy w duchu Ewangelii. Może i tym razem tak będzie?

Biblia uczy, że przebudzenie duchowe to sprawa Ducha Bożego. Ale i my mamy coś do zrobienia. Konkretnie, mamy pomóc bliźnim, tzn. tym, których spotykamy po drodze. W przypowieści Jezusa tylko obcy, pogardzony Samarytanin pomógł Izraelicie. Jako człowiek powiem: róbmy swoje, pomagajmy bliźnim niezależnie od racji i nacji. To przynosi konkretne efekty. Jako osoba wierząca wierzę, że w swoim czasie Duch boży także zrobi swoje.

ks. dr Joel Burnell. Teolog. Etyk 

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…