N jak Nominacja

W Nowy Rok wkroczyliśmy z kolejną błyskotliwą gwiazdą na firmamencie rządu. Premier Mateusz Morawiecki podpisał nominację dla niejakiego Adama Andruszkiewicza, który został wiceministrem cyfryzacji. Do nominatów bez kompetencji aktualna władza nas już przyzwyczaiła. To nie tylko tabuny dzieci pisowskich polityków poumieszczane w spółkach skarbu państwa czy „twarz rajstop” w Narodowym Banku Polskim. Również Ministerstwem Sprawiedliwości czy Trybunałem Konstytucyjnym kierują ludzie, którzy z trudem uzyskali tytuł magistra. Rzecznik Praw Dziecka nienawidzi dzieci a ministra do spraw uchodźców ma dość „oryginalne” podejście do problemu, za który jest odpowiedzialna itd. itp. Przykłady można by mnożyć.

Dlaczego więc nominacja dwudziestoośmioletniego posła bez branżowego wykształcenia i jakichkolwiek realnych osiągnięć, wzbudziła w komentatorach naszej sceny politycznej takie poruszenie i oburzenie? Otóż rzeczony poseł poza wślizgnięciem się do Sejmu na plecach ruchu Kukiz’15, mający ewidentne problemy z posługiwaniem się poprawnym językiem polskim, jest na dodatek skompromitowany sprawami do dziś niewyjaśnionych fałszerstw podpisów w poprzednich wyborach samorządowych na Podlasiu (dziwne zaginięcie całego tomu akt sprawy). Jest również oskarżany o wyłudzenie z kasy Sejmu pieniędzy pod pozorem rozliczenia tzw. kilometrówek.
Kluczowe są z pewnością polityczne korzenie Andruszkiewicza, jego rola w Młodzieży Wszechpolskiej i związki z Ruchem Narodowym, a następnie działalność w Stowarzyszeniu Endecja. Wszystkie te, zalatujące faszyzmem i ksenofobią organizacje, budzą szczególny wstręt demokratów i obrońców praw człowieka. Kiedy dodamy do tego „wrażenie” medialne, jakie poseł wzbudzał swymi wystąpieniami, w których prezentował najniższy intelektualny poziom, rodem z koszmarów o indoktrynerach z sowieckich obozów dla pionierów, dostajemy pełen obraz powodów obserwowanego poruszenia opinii publicznej tą nominacją.

PiS wszedł tym posunięciem na nowy poziom kompromitacji państwa, choć wróbelki ćwierkają, że u części członków tej partii sama osoba pana Andruszkiewicza wzbudza co najmniej zażenowanie. Nominacja wydaje się też dla rządzących nieco wstydliwa. Długo niepotwierdzana, pomimo krążących plotek, przemycona pod koniec roku, podpisana tuż po świętach, potwierdzona w Sylwestra, gdy Polacy myślami byli dość daleko od spraw politycznych. Jej cel wydaje się dosyć jasny. Zamieszanie ostatnich tygodni na prawo od PiS – tworzenie nowego bytu politycznego pod skrzydłami Tadeusza Rydzyka i rozłam w Ruchu Narodowym, nawet jeżeli są tylko działaniami pozornymi, muszą wzbudzać niepokój w partii rządzącej, ale i nadzieje na ostateczne oparcie się o „prawą” flankę plecami. Nominacja Andruszkiewicza ma pokazać zdezorientowanym, że warto jednak iść z PiS, bo wiążą się z tym namacalne profity, dużo pewniejsze niż samodzielne startowanie w wyborach z kolejną możliwością otrzymania jednego czy dwóch procent głosów.

Dla samego Andruszkiewicza to jedyna szansa na powtórzenie „życiowego sukcesu” z 2015 roku. Liczy on z pewnością na biorące miejsce na liście w wyborach europejskich (startował już raz w 2014), lub w wyborach do Sejmu. Ten plan może się jednak łatwo posypać. Andruszkiewicz jest mocno poróżniony z ewentualnym „zapleczem”. „Wystawił” swego czasu kolegów z Ruchu Narodowego, którzy chcieli stworzyć własne koło w Sejmie, a potem ugrupowanie Kukiz’15, z którego list dostał się do Sejmu. Jego „siła przyciągania” może okazać się mrzonką. Ciążą na nim, podparte analizami Political Capital Institute, oskarżenia o pozostawanie pod wpływami rosyjskiej agentury i bycie tzw. „nieświadomym agentem wpływu”. Poseł bardzo dba o swoją medialną rozpoznawalność, jest częstym gościem TVP, a należy się spodziewać, że nominacja na wiceministra i obudzone nią zaciekawienie tę rozpoznawalność wzmocni. Nie będzie on „anonimowym” cudownym dzieckiem pisowskiego polityka, „niesłusznie atakowanym przez totalną opozycję”, będzie swą niewiedzą, butą i arogancją kuł w oczy widza, sprawa kilometrówek będzie na nowo przypominana, z pewnością dość szybko dowiemy się o jego aktualnym uposażeniu. Może pisowski wyborca to przełknie, może nie. Przetestujemy to w najbliższych miesiącach.

Artur Brzozowski

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…