Niezatapialni

Październik 1995 roku, Szwecja. Gazeta „Expressen” podaje, że wicepremier Mona Sahlin używała służbowej karty do prywatnych celów. Wicepremier lawiruje, tłumaczy się, że kupiła tylko czekoladki. Szybko jednak sprawa pogrąża polityczkę, gdy wokół zaczynają węszyć dziennikarze i dopatrują się kolejnych uchybień: wicepremier 2 lata wcześniej nie opłaciła abonamentu telewizyjnego, a 5 lat wcześniej podatku od zatrudnionej opiekunki. Ponadto (o zgrozo!) zalegała z opłatą za parking. Wszystkie te zarzuty doprowadziły do dymisji Sahlin i jej wycofania się z życia politycznego. Choć po kilku latach wróciła do polityki, nie zmieniło to faktu, że dla Szwedów oczywistym jest, że polityk musi być po prostu uczciwy. Jeśli nie jest nawet w drobnych sprawach, traci zaufanie obywateli – skoro łamie zasady dla czekoladek, to co zrobi, gdy pojawi się większa pokusa?

Sahlin po polsku
Wydawało się, że w Polsce obowiązują podobne standardy, a opinia publiczna nie wybacza łatwo potknięć politykom. Włodzimierz Cimoszewicz długo musiał płacić polityczną cenę za swoje nieostrożne słowa z czasu powodzi 1997 roku. Jego słowa o ubezpieczaniu się, to w zasadzie nieszkodliwy truizm, choć wypowiedziany w nieodpowiednim miejscu i czasie. Mieliśmy też swoją „Sahlin” w osobie ministra Nowaka, którego pogrążyła „afera zegarkowa”. Opinia publiczna, podsycana atakami opozycji nie dała wiary w historię prezentu od żony i minister musiał się podać do dymisji za niewpisanie do oświadczenia majątkowego zegarka zakupionego za 20 tys. złotych.

Teflon zwycięzcy
A jak to wygląda w czasach PiS? Nowa władza już na początku kadencji zaczęła naginać i łamać Konstytucję, regulamin Sejmu, niektóre ustawy. Gdyby zrobiła to Platforma pod koniec swych rządów, zostałaby zmieciona ze sceny politycznej. Z PiS nic takiego się nie stało. Ułaskawienie kolegi partyjnego przed wyrokiem, nocne przepychanie ustaw, niepublikowanie wyroków TK, przejęcie mediów publicznych, upychanie „swoich” na wszelkich stołkach… Wszystko to oburzało, śmieszyło, irytowało – ale tylko środowiska opozycyjne. Nie miało najmniejszego wpływu na postrzeganie PiS przez jego zwolenników. Dlaczego? Pierwsze miesiące po zwycięskich wyborach to tzw. teflonowy czas dla partii rządzącej. Po pierwsze dostaje premię zaufania, po drugie premię nowości („przez 8 lat Polki i Polacy…”). PiS do tego dorzucił rów, jaki wykopał między Polską „liberalną” a „socjalną”, „wielkomiejską” a „powiatową”. Świadomie podtrzymując „cywilizacyjną wojnę pozycyjną” zablokował przepływy elektoratu.

 

   

Zbigniew Gryglas, poseł PiS podpisał powyższą grafikę na Twitterze: #100 dni Rządu Premiera Mateusza Morawieckiego. Pomimo biało-niebieskiego szkwału #Premier silnie trzyma ster #Polska

Elastyczni fanatycy
Minęło już ponad dwa lata i coraz trudniej PiS zrzucać winę na poprzedników. Afery z „Misiewiczami” i wypadkami rządowych limuzyn, kompromitacja Macierewicza, porażki polityki zagranicznej, problemy w służbie zdrowia, wycinka Puszczy, protesty w obronie sądów i prezydenckie weta, niezliczone „niefortunne” wypowiedzi. Czemu żadna z tych spraw nie obciążyła realnie rachunku PiS w oczach jego zwolenników?
Dla nich PiS to partia, która „wie co robi”. Nie rozkłada rąk, spełnia obietnice. A że zagarnia coraz więcej władzy? Cóż, przeciętny Kowalski nie kupuje obiadu dzięki jej trójpodziałowi. Opozycja skupia się na obserwowaniu pazerności i żądzy władzy, widzi fanatyzm czy pozbawiony skrupułów cynizm. Ale ani zwolennicy, ani przeciwnicy PiS nie dostrzegają, jak elastyczny jest w tym wszystkim Kaczyński.
Cel nadrzędny jest niezmienny – to władza pozbawiona „imposybilizmu”, niespętana wymogami rządów prawa. Ludzie dobrani do jego realizacji nie są niezastąpieni. Na czas kampanii wyborczej najlepsze były nowe, młodsze twarze Dudy i Szydło. Trochę się zużyły, to Beata została wymieniona – bez pardonu, bez zwłoki, w wybranym przez Kaczyńskiego momencie, upokorzona. Prezydenta w czasie kadencji wymienić się nie da, ale głowy ministrów poleciały łatwo. Szyszko, Waszczykowski, Radziwiłł – nie było zaskoczenia. Natomiast usunięcie Macierewicza było szokiem dla wielu zwolenników partii. Ryzyko duże, ale Kaczyński widział jego porażki… i niesubordynację. A tej nie wybacza. Jeszcze w grudniu Macierewicz nazwany został najlepszym ministrem obrony narodowej w historii, a w styczniu nie był nim już w ogóle. I nawet w obozie prawicy popiskiwania w jego obronie szybko zamilkły.

Kiedy źle znaczy dobrze
Komisja Europejska wszczęła wobec Polski postępowanie z art. 7 traktatu UE o naruszenie praworządności. Pierwszy raz w historii państwo członkowskie Unii jest zagrożone utratą głosu w Radzie Europejskiej. Nawet jeśli to mało realne (mogą przeciwstawić się Węgry), to Polska prawie na pewno straci miliardy euro dotacji – może jako oficjalną karę, prawdopodobniej w wyniku zakulisowych negocjacji.
Ustawa o IPN zdemolowała opinię o Polsce w świecie. Stosunki z Izraelem są najgorsze od 1968, nadwyrężone zostało zaufanie USA, a cały świat wyszukuje informacji o polskich obozach. Nawet politycy PiS dostrzegli tę katastrofę. Niektórzy, jak senator Anders, jeszcze w trakcie procedowania ustawy. Inni dopiero po. Ustawa została nawet oficjalnie skrytykowana przez jej twórców – jak w słynnej opinii Prokuratora Generalnego Ziobry, który nazwał ją „niekonstytucyjną i dysfunkcyjną”, choć to w jego ministerstwie ją „wysmażono”.
Wydawać by się mogło, że teraz Polacy „przejrzą na oczy” i zobaczą, jak szkodliwe są rządy PiS dla pozycji i bezpieczeństwa Polski. Spadek poparcia? Żaden.

Dopiero sprawa nagród i innych finansowych kwestii poruszyły wyborców. Pewien spadek nastąpił, ale nie ma jeszcze katastrofy, a nowa kampania PiS „w Polsce” może trend odwrócić. Jak to możliwe? Jeszcze w marcu opublikowane zostały wyniki sondażu – więcej Polaków ocenia naszą politykę zagraniczną dobrze niż źle. Dlaczego? Ponieważ w oczach wyborców PiS konflikt z UE to wyraz „rosnącej pozycji Polski” i efekt „polityki wstawania z kolan”. A afera wokół ustawy o IPN to tylko kolejny „żydowski spisek”. Spisek, który bardzo szybko trafił na podatny, antysemicki grunt polskiej prawicy i wykiełkował wzmożeniem syndromu oblężonej twierdzy. Winni są „oni”, nie my.

Jak na razie PiS wygląda na niezatapialny. Choćby nie wiadomo ile złego Polsce zrobił, w przekazie neutralizuje to lub przekuwa w sukces. Jak więc przekonać jego zwolenników, skoro widząc te same skutki odczytują je diametralnie różnie od przeciwników PiS? Czy da się przekonać kogoś, że czarne jest czarne, skoro on widzi, że białe jest białe?

Maciej Pokrzywa 

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…