O jak Ocieplenie, P jak Pozoranci

O jak Ocieplenie

Dziedzina zwana pisologią przeżywa właśnie spektakularne nowe otwarcie. Bardzo, bardzo interesujące, jako że badania są czysto empiryczne. W czym rzecz? Oto partia Jarosława Kaczyńskiego zalicza kolejne już w swojej historii ocieplenie wizerunku. Jak wiadomo, sięga po ten zabieg zazwyczaj wtedy, gdy wyczerpują się (chwilowo) rewolucyjne metody, jakich zazwyczaj używa. Czyni tak również w chwilach przełomowych, czyli zbliżających się wyborów jakiegokolwiek typu. Albo, gdy Kaczyńskiemu grozi utrata władzy w jakikolwiek inny sposób. Tak czy inaczej dotychczas, za każdym razem chowanie do szafy co bardziej nieudolnych lub wkurzających polityków przynosiło doskonałe efekty. Nie mówiąc o zbawiennych skutkach skrojenia kukiełek w postaci Pana Prezydenta i Pani Premier (już wymienionej na nowszy model).
Nie męcząc czytelnika szczegółowymi opisami poprzednich zabiegów, skoncentrujmy się na ostatnim. Tym razem procedurę ocieplenia wymusiły perturbacje unijne i niewierność – ostatniego już – sojusznika Jarosława, czyli Victora Orbána. Oto podporządkowanie władzy sądowniczej napotkało stanowczy opór Unii Europejskiej. Ryzyko wstrzymania wypłat unijnych, jak też zbyt kosztowna – jak się okazało – wycinka drzew w Puszczy Białowieskiej (kara Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości) podcięły raźny krok maszerującej partii. Orbán zaś – taki z niego bratanek! – nie tylko poparł Tuska, ale zgodził się przyjąć uchodźców.
Coś jednak zgrzyta i krokodyl w pluszowym wdzianku jakoś nie przekonuje. Czy to sprawa zbytniego nagromadzenia gamoni w otoczeniu prezesa, czy może długi
i złowróżbny cień strąconego z ministerialnego piedestału Macierewicza, czy może nadmiar pociotków i krewnych Szyszki w strukturach okołorządowych – trudno orzec. Ale wyraźnie procedura ocieplenia nie zaskoczyła. Nowy premier zamiast ugłaskiwać, popełnia kolejne gafy i jakoś europejskich włodarzy nie oczarował, za to salwował się ucieczką ze szczytu; minister spraw zagranicznych nie jest w stanie nadrobić porażek ostatnich dwóch lat. Ale najgorsze, że za sprawą sejmowej nadgorliwości i kompletnego braku wyczucia reprezentantów Suwerena PiS – przez ustawę o IPN – ściągnął sobie na głowę gniew Ameryki pospołu z groźbą zerwania stosunków z Izraelem. A wszystko przez to, że obóz władzy przeszarżował z pobłażaniem i cichym wspieraniem faszyzujących i kościelnych radykałów. Rozpełzli mu się po podwórku, w czerwonym dymie rac, po lasach i kościołach i nijak nie da się tych „prawdziwych Polaków” schować. Tęsknią za Antonim, śnią o wolnym dostępie do broni i zielonych strażach (na przemian z hufcami chrystusowymi i terytorialnymi). Wiele wskazuje, że urocza przebieranka tym razem zwyczajnie może się nie powieść. PiS, jeszcze wczoraj ustami Kaczyńskiego i wiernych publicystów równie radykalny, co miłośnicy wyłącznie białej rasy, ma kłopot z wciśnięciem maski europejskiego demokraty na wyszczerzone zęby. Do tego haczy o czarne wafelki, czerwone paski i prymitywne odzywki o „parchach”, straszące z telewizorów.

Monika Piotrowska-Marchewa 

P jak Pozoranci

Od kilku dni rzesze polityków partii rządzącej powtarzają: wszystko w rękach Trybunału Konstytucyjnego. Kiedy ich się słucha można odnieść wrażenie jakby krzyczeli: Czcigodny Trybunale wyrzuć do kosza tę ustawę, zinterpretuj ją tak, aby wreszcie ten gorący kartofel przestał nas parzyć. Rzecz to wyjątkowa, albo i niebywała, jak mawia klasyk, aby kontrolowany (rządzący) tak nachalnie oczekiwał potępienia od kontrolującego (TK) żądając wręcz tego potępienia. I oto ukazał się komunikat TK informujący o wyznaczeniu składu sędziów, którzy rozstrzygną wniosek Pana Prezydenta dotyczący ustawy o IPN. Jakież „zdziwienie” musi ogarnąć nas biednych szaraczków, gdy dostrzeżemy, że „maszyna losująca” obsługiwana przez „Człowieka Wolności” znowu wylosowała zestaw „Bingo”. Sprawę bowiem rozpozna 5 sędziów, wszyscy powołani przez tych rządzących, których działalność mają skontrolować.
Kiedy czyta się dawne akta SN dotyczące inwigilacji opozycji solidarnościowej, dostępne w IPN, to wielokrotnie pojawia się w nich określenie „pozorant” lub „figurant”. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że znakomicie opisują one dzisiejszą rzeczywistość.
Gra pozorów trwa.

Krzysztof Sokołowski 

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…