Postsufrażystki

Chcemy całego życia! – wykrzyczała Zofia Nałkowska w czerwcu 1907 roku na Zjeździe Kobiet Polskich w krakowskiej filharmonii. A sala odpowiedziała jej brawami.
Nałkowska miała wtedy 23 lata. Krzyczała nie tylko w swoim imieniu, ale także wielu młodych Polek, które nie tylko nie miały takich samych praw, jak mężczyźni, ale do wielu sfer życia miały ,,zakaz wstępu”. Tymczasem coraz więcej z nich miało poczucie niesprawiedliwości tej sytuacji. Dlatego zjechały do Krakowa ze wszystkich zaborów, oficjalnie by uczcić 40-lecie pracy twórczej Elizy Orzeszkowej, nieoficjalnie – by zastanowić się, co robić, by poprawić sytuację kobiet. Wiedziały już, że nie będą miały wpływu na nic, jeśli nie zdobędą praw wyborczych.

Dawniej…
Polskie sufrażystki (z ang. suffrage – prawo wyborcze) działały na rzecz tych praw równie konsekwentnie, jak ich angielskie koleżanki. Miały różne pomysły na zwrócenie uwagi społeczeństwa na problem kobiecy. Na przykład w 1908 roku Maria Dulębianka, partnerka życiowa Marii Konopnickiej, urządziła swoisty happening – wystartowała do Sejmu Krajowego w Galicji z Komitetu Równouprawnienia Kobiet. Przeprowadziła kampanię wyborczą na plakatach, występowała na wiecach. I choć głosowało na nią 511 osób, jej nazwisko zostało usunięte z listy wyborczej, z powodów ,,formalnych”.

Maria Dulębianka, jedna z ikon ruchu feministycznego w Polsce. Według rys. Beaty Sosnowskiej, fot. Monika Piotrowska-Marchewa.


Trzeba pamiętać, że Polki pod zaborami miały podwójnie trudną sytuację: sprawa równouprawnienia schodziła na dalszy plan wobec konieczności walki o odzyskanie niepodległości. Aktywistki sprawy kobiecej wciąż słyszały: Nie czas na sprawy kobiet, gdy Ojczyzna w potrzebie. Nie poddawały się jednak i już od połowy XIX w. tworzyły organizacje, których celem było wywalczenie praw dla kobiet. Spotykały się, dyskutowały, przekonywały inne kobiety do idei równouprawnienia, pisały i rozdawały ulotki. Widziały, że kobiety w innych krajach osiągają coraz więcej: studiują na wyższych uczelniach, mogą rozporządzać swoimi majątkami, mogą być bardziej niezależne.
Chciały tego dla siebie i swoich córek. Wiedziały, że mogą odmienić swój los, gdy będą miały realny wpływ na rzeczywistość. A to stać się mogło tylko wtedy, gdy zdobędą prawo do głosowania i startu w wyborach. Z czasem organizacji kobiecych było we wszystkich zaborach coraz więcej. Przeważnie nielegalnych, których członkinie narażały się na represje ze strony zaborców. Ale działały skutecznie. W 1897 roku, władze Uniwersytetu Jagiellońskiego ugięły się pod kobiecą presją i zezwoliły im na studiowanie.
Świat się zmieniał. W czasie I wojny światowej Polki brały udział w walkach, wspierały żołnierzy. Zaczęły pracować w zawodach, do tej pory uznawanych za ,,męskie”. Coraz więcej mądrych mężczyzn przyznawało im rację. Wielkim orędownikiem równouprawnienia był np. socjalistyczny polityk Ignacy Daszyński.
Gdy w listopadzie 1918 roku Polska odzyskała niepodległość, twórcy nowego kraju chcieli, aby był on nowoczesny. Jednocześnie Polki coraz mocniej domagały się praw wyborczych. Stało się, jak chciały: 28 listopada 1918 roku Tymczasowy Naczelnik Państwa Józef Piłsudski podpisał Dekret o ordynacji wyborczej do Sejmu Ustawodawczego. Zawarte zostało w nim stwierdzenie, że prawa wyborcze ma każdy obywatel Polski ,,bez różnicy płci”. W pierwszym polskim sejmie – wybranym
w styczniu 1919 roku – zasiadło osiem posłanek.

…i dziś
Od tego czasu z wyborów na wybory jest ich coraz więcej. Obecnie – 28 proc. Duży skok nastąpił w wyborach w 2011 roku, po wprowadzeniu ustawy kwotowej, gdy po raz pierwszy na listach wyborczych musiało być min. 35 proc. osób każdej z płci.
Jednak, zdaniem socjologów, mniejszość ma wpływ na większość, w obrębie której się znajduje dopiero wtedy, gdy stanowi przynajmniej 30 proc. całej grupy. Obecnie w polskim Sejmie jest 28 proc. posłanek. To wciąż za mało, aby mieć realny wpływ na decyzje podejmowane przez to gremium. Dlatego potrzeby kobiet są w dużej części lekceważone. Obecna władza wprost mówi, że nie zamierza nic robić na rzecz realnego równouprawnienia kobiet, bo to jest sprzeczne z jej wizją ,,Matki – Polki”. Rząd ustami ministry Elżbiety Rafalskiej wyraził radość z faktu, że kobiety będą wcześniej przechodziły na emerytury, bo dzięki temu ,,uwolni się kapitał społeczny”, czyli będą mogły za darmo wyręczać państwo w opiece nad wnukami i schorowanymi rodzicami. Utrudnia się kobietom prawo do decydowania o swoim ciele, np. poprzez wprowadzenie recept na tabletki ,,dzień po”. Nie stosuje się w Polsce promowanych przez Unię Europejską rozwiązań, których celem jest wprowadzenie bardziej partnerskich relacji w rodzinie, i które sprawdzają się w innych krajach. Nie przeciwdziała przemocy w stosunku do kobiet – nie wprowadza w życie zapisów konwencji antyprzemocowej, ratyfikowanej przez nasz kraj. Szkolne podręczniki wciąż pełne są stereotypów płciowych, nie ma mowy np. o edukacji seksualnej w szkołach. Wiele ponad 100 tys. Polek odeszło z pracy po wprowadzeniu 500+. Co druga kobieta w Polsce nie pracuje zawodowo. Z czego będą żyły na starość? Z głodowych emerytur, już dziś przeciętnie o ponad połowę niższych, niż męskie?
To wszystko można zmienić tylko w jeden sposób.
Wpadły na niego nasze prababki, które zdobyły dla nas prawa wyborcze. My musimy tylko umiejętnie i rozważnie z nich korzystać.
Zanim nam je zabiorą.
Przesada?
Oby. Żebyśmy nie musiały/musieli przekonywać się na własnej skórze – chrońmy je głosując mądrze.
Jesteśmy to winne naszym prababkom.
I naszym córkom.

Katarzyna Lubiniecka 
Stowarzyszenie Dolnośląski Kongres Kobiet

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…