Są dwie Polski, choć Ziemia jedna

Czyli o tym co nas dzieli i dlaczego powinno przestać

Jestem na ulicznym dyżurze, rozdaję „Dekodera”. Starszy pan na dźwięk słowa KOD krzywi się z niechęcią i nazywa mnie „ubekiem”, gdy zwracam mu uwagę, że miałem 7 lat gdy komunizm się kończył, zmienia określenie na „syn ubeka” i odchodzi. Nie zna mnie, nic o mnie nie wie, ale wydał sąd bez problemu. W zasadzie po co? Po to, by móc traktować mnie, moje poglądy i mój punkt widzenia niepoważnie. Dzięki temu zachowa swój nienaruszony obraz świata. A w nim wszyscy przeciwnicy rządu, to zdrajcy różnego sortu.

Na Facebooku ktoś z „opozycji” wrzuca zdjęcie „patologicznej” rodziny korzystającej z używek i podpisem sugerującym, że tak wyglądają przeciętni beneficjenci 500+. Reaguję i zwracam w komentarzu uwagę, że nie można tak upraszczać, że olbrzymia większość pieniędzy trafia do zwykłych ludzi i że takie wrzutki na pewno nie pomagają w dialogu z „drugą stroną”. Pojawiają się pojedyncze argumenty polemiczne, ale większość odpowiedzi, to inwektywy pod moim adresem i rodzin korzystających z 500+. Z miejsca zostaję „zakłamanym wyznawcą PiS”, „ćwokiem”, a polskie rodziny pobierające świadczenie to wg dyskutantów „nieroby” i „patologia” żyjąca za „nasze pieniądze”.

Symetryści nie z naszej bańki
Za ten podział, który toczy nasz kraj od lat i pogłębia się z każdym rokiem z jednej strony odpowiadają pewne obiektywne, społeczne zjawiska – jak niezałatwione problemy transformacji; z drugiej zjawiska psychospołeczne, jak poczucie krzywdy czy wykluczenia pewnych grup; i w końcu stoi technologia, a dokładnie Internet. W epoce przed jego powstaniem z jednej strony opinię publiczną mogły oczywiście kształtować media masowe, ale
z drugiej były nasze kontakty – rodzinne, sąsiedzkie, pracownicze. Dyskutując z ludźmi z naszego otoczenia o sprawach publicznych zazwyczaj tonujemy swoje wypowiedzi, próbujemy się przekonywać, dążyć do jakiegoś konsensusu. W końcu będziemy musieli z nimi żyć na co dzień. Takie przenikanie się różnych spojrzeń powoduje wyrównywanie się opinii i wzmacnianie tych centrowych, a ruguje z debaty poglądy skrajne.

W epoce Internetu tendencje się zmieniły. Tradycyjne więzi społeczne uległy dezintegracji, wzmocniły się natomiast więzi środowiskowe, związane z naszymi zainteresowaniami. Łatwo odnaleźć w Sieci, rozmawiać i grupować się z ludźmi o naszych poglądach. Wydaje się to pozytywnym zjawiskiem, ale tylko do czasu. Debatując nieustannie z podobnymi sobie utwierdzamy się w słuszności naszych przekonań, algorytmy serwisów dbają o to, abyśmy otrzymywali informacje pasujące do naszej wizji świata. Innych od nas coraz częściej widzimy tylko w złym świetle. Gdy stykami się z innymi na publicznych forach, nie ma już próby nawiązania porozumienia, bo dlaczego miałoby nam zależeć na dogadaniu się z kimś obcym? Mamy natomiast świadomość tego, że inni nas obserwują, więc chętnie walczymy do upadłego, nie chcemy okazywać słabości.

Wszystko to wzmacnia usztywnianie stanowisk, tworzenie się baniek informacyjnych, radykalizowanie treści. Gdy ktokolwiek w naszej grupie chciałby bronić racji strony przeciwnej, zaraz jest w niej marginalizowany, ośmieszany i atakowany. Albo się podporządkuje, albo otrzyma łatkę „symetrysty”. Nawet jeśli nim realnie nie jest.

Budowniczowie Wielkiego Muru
Jakby tego było mało, „naturalne” procesy dezintegracji społecznej w Sieci są podsycane przez siły zainteresowane pogłębianiem konfliktów społecznych. Co to za siły? Okazuje się, że trochę ich jest. Po pierwsze jest to Rosja Putina, która zainteresowana jest sianiem zamętu w Unii i odkryła, że demokratyczne, wolne społeczeństwa są podatne na manipulacje, które można sączyć za pomocą Internetu. Stąd Rosja dofinansowuje nie tylko partie antysystemowe, ale nawet antyszczepionkowców.
Po drugie zainteresowani podziałami są wszelkiej maści populiści. Brexitowcy, neonacjonaliści, separatyści, często partie prawicowe. W Polsce z konfliktu żyje PiS. Jego taktyka jest prosta: ciągłe podbijanie oburzenia utrzymuje wśród opozycji gorączkę reakcji i uniemożliwia jej konsolidację i stworzenie realnej strategii budowy nowego ruchu. Ale konfliktem jest też zainteresowana PO, której głównym hasłem wyborczym jest walka z PiS. Platforma nie chce wchodzić zbyt głęboko w sprawy programowe, bo musiałaby tu konkurować z wieloma innymi ugrupowaniami. Gdy krzyczy „walczyć z PiS”, ma za sobą najpoważniejszy argument – największe poparcie i tylko ona ten PiS pokonać może. Wciąż rozbudowuje więc mur oddzielający nas od świata „dobrej zmiany” i tym samym blokuje rozwój jakiejkolwiek konkurencji po swojej stronie barykady – w cieniu Wielkiego Muru każda nowa inicjatywa wygląda cherlawo.

Fejk nasz powszedni
Jak w Sieci najlepiej podsycać podziały? Jest kilka prostych mechanizmów. Po pierwsze zatrudnia się ludzi i boty do rozprzestrzeniania treści jednostronnych, agresywnych, obrażających. To tzw trolling – zjawisko, które pojawiło się u zarania internetowych dyskusji, a od kilku lat zostało zaprzęgnięte w machiny politycznego oddziaływania. Ciągłe prowokowanie skrajnie wyrażanymi opiniami skłania nas do odbierania przeciwników w jednoznacznych, czarnych barwach. To utrudnia ich zrozumienie, a więc i porozumienie. Wzbudza złość, czasem strach. Ale z trollingiem da się walczyć. Po pierwsze ignorować, po drugie blokować, po trzecie usuwać.

Groźniejszym niż trolling zjawiskiem, są tzw fake news (pol. fejki), czyli nieprawdziwe informacje rozpowszechniane w celu dezinformowania, ale też i uzyskania emocjonalnego oburzenia, które skłania ludzi do mniej racjonalnych ocen i pogłębia podziały. Fake news czasem przybierają postać pseudo-artykułów, częściej są rozpowszechniane jako memy, zdjęcia/obrazki z krótkim opisem. Często zawierają ziarno prawdy, czasem jednak są w całości wyssane z palca. Jak np. ten o kiperze zatrudnionym jakoby przez Andrzeja Dudę w Pałacu Prezydenckim za 6 tys. zł pensji, albo ten o rzekomo planowanej sprzedaży Lasów Państwowych przez PO.

Podatność ludzi na fejki z Sieci jest przeogromna. Nawet jeśli oburzająca wiadomość jest łatwa do zweryfikowania (np. zdjęcie przerobionego wpisu z Twittera), mało kto sprawdza oryginalną wypowiedź. A nawet jeśli ktoś to zrobi i napisze pod fejkiem, że to nieprawda, to kolejni odwiedzający patrzą tylko na główny wpis i nadal komentują pełni oburzenia nieprawdziwą treść, nikt nie zwraca uwagi na kilka głosów rozsądku. Potok obelg niepowstrzymanie toczy się dalej…

Podział i zjednoczenie – wizja wg rys. Jadwigi Halickiej

Cichy zabójca Demokracji
Do czego nas to prowadzi? Do zamierania debaty publicznej, jej atomizacji – z jednej strony wzmaga się utwierdzająca, jałowa dyskusja wewnątrz baniek informacyjnych, z drugiej narasta wroga, pełna inwektyw i pogardy wojna pomiędzy obozami. Każdy z obozów uważa drugi za śmiertelne zagrożenie dla Polski. Wg zwolenników PiS opozycja to zdrajcy, złodzieje, sprzedawczycy, rzecznicy obcego interesu. Wg przeciwników PiS ich zwolennicy to głupcy, ciemniacy, kupiony za 500+ margines społeczny. Ani jeden, ani drugi obraz nie jest prawdziwy. Wielu jednak zależy, aby był on utrwalany. To pozwala zachować przynajmniej dotychczasowy elektorat.

Patologie każdej władzy są zagrożeniem dla Demokracji. Obecna stworzyła ich bardzo dużo. Ale to nie sama władza jest w tej chwili największym jej zagrożeniem w Polsce. Jest nią sam spór społeczny. Jego natężenie i destrukcyjna siła. Jak wyjaśnia dr hab. Marcin Napiórkowski cichym zabójcą Demokracji nie jest sam Kaczyński, ale nienawiść do Kaczyńskiego. Nie tyle sam PiS, co strach przed nim i jego strach przed nami. Jeśli zamiast tworzyć wizję Polski dla wszystkich, będziemy mieć za cel tylko zwycięstwo nad PiS, to po jego osiągnięciu może się okazać, że nie jesteśmy ani odrobinę bliżej Demokracji. Że dotychczasowi zwolennicy władzy będą z całych sił nas zwalczać, a w naszych szeregach będzie tylu ludzi zaślepionych nienawiścią, że uznają, że cel uświęca środki i nie podporządkują się demokratycznym regułom.
Dlatego my, na poziomie społecznym musimy porzucić nienawiść, porzucić pogardę i porzucić wszechogarniającą nas wojenną retorykę „albo my, albo oni”. Musimy znaleźć siłę na „my i oni”. Siłę wspólną dla nas wszystkich. To bardzo trudne. Czy uda się, nim będzie za późno?

Maciej Pokrzywa 

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…