Stąd powrotu nie będzie

Mamy za sobą najdłuższe i najpiękniejsze lato w historii polskich pomiarów. Trwało niemal pół roku, a potem pożegnało nas jeszcze kilkoma cudownymi akordami „złotej polskiej jesieni”. Brzmi wspaniale, nawet jeśli w listopadzie są to już tylko wspomnienia. Kto w taki czas martwiłby się globalnym ociepleniem? Czy ktoś chciałby zamienić tegoroczne lato na jakąś „zimę stulecia”? W końcu Polska jest 17. najzimniejszym krajem świata, trochę ciepła nam się przyda, może zamieni nas klimatycznie w piękną Italię, bądź słoneczną Hiszpanię? Ktoś będzie żałował szarych listopadów, mroźnych styczni, kapryśnych marców, czy majowych przymrozków?

A jednak wcale nie mamy powodów do wielkiej radości. Fakt, kraje śródziemnomorskie dotkną mordercze upały, a oceaniczne państwa wyspiarskie znikną pod wodą – w porównaniu z nimi u nas będzie sielanka. Ale i nas dotkną poważne konsekwencje: padać będzie więcej, ale coraz bardziej nieregularnie. Coraz częstsze susze będą przerywane burzami niszczącymi gleby i zalewającymi miasta. Latem upały będą coraz dotkliwsze powodując coraz większą liczbę zgonów i coraz większe zużycie prądu.

W Polsce mimo zauważalnych już zmian klimatycznych nie brakuje przeciwników teorii ich antropogenicznego pochodzenia. Gdy już nie da się zaprzeczać istnieniu globalnego ocieplenia, zaprzecza się naszej winie. A jednak wpływ człowieka jest bezsporny, a prędkość zmian niespotykana nigdy wcześniej. Naukowcy ostrzegają też, że to ostatni moment, aby je zatrzymać. Gdy przekroczymy pewną granicę, może się okazać za późno na programy naprawcze.

Topniejąca zmarzlina. Wyspa Ellsnera, Kanada. Fot. A. Cassidy, UBC Geography

Oczywiście dokładne wyliczenie punktu, „skąd powrotu nie będzie” nie jest proste, ale szacunki mówią, że wystarczy wzrost globalnej temperatury „zaledwie” o 2 stopnie w stosunku do czasów przedprzemysłowych. Zostaną uruchomione sprzężenia zwrotne, napędzające ocieplenie już bez naszego udziału. Nawet jeśli wówczas zdołalibyśmy zatrzymać produkcję dwutlenku węgla i inne szkodliwe działania naszej cywilizacji – planetarny klimat będzie już na „innym biegu” i podąży w kierunku zupełnie nowej równowagi. Do klimatu bez czap lodowych na biegunach, z podniesionym poziomem oceanów nawet o 200 metrów, z końcem życia, jakie znamy. Taki klimat panował ostatnio w eocenie, ponad 35 mln lat temu. Można wzruszyć ramionami i stwierdzić, że „planeta sobie poradzi” i my też. Przypomnijmy więc, że zalaniu ulegnie wówczas ponad połowa naszego kraju, a Ziemię czekać będzie szóste wielkie wymieranie, ponieważ większość gatunków nie zdoła się dostosować do pędzących zmian. Jednym z nich możemy być my.

Czy jest szansa, że naukowcy się mylą? Że może któreś ze zjawisk uruchomionych przez obecne zmiany spowodują ochłodzenie (jak
w głośnym filmie „Pojutrze”)? Niestety szansa na to jest bardzo mała,
a ostatnie odkrycia sugerują coś przeciwnego: ocieplenie niebawem dostanie „porządnego kopa”.

Dotychczas znaliśmy kilka dodatnich sprzężeń zwrotnych: najbardziej oczywistym jest zasięg pokrywy lodowej i śnieżnej. Im cieplej, tym mniej lodu i śniegu, a więc tym mniej promieni słonecznych jest odbijanych w kosmos. Niezamarznięte morza i ciemna powierzchnia gruntu pochłaniają więcej ciepła. Albo wieczna zmarzlina – czyli wieloletni podziemny lód Syberii, Alaski i północnej Kanady, wielki rezerwuar węgla. Topniejąc uwalnia ona cieplarniany metan i dwutlenek węgla (dokładnie robią to bakterie „zjadające” rozmarzającą materię organiczną). Zjawisko to miało się uaktywnić poważnie dopiero za kilkadziesiąt lat, ponieważ daleką północ – mimo wyraźnego ocieplenia – zimą wciąż skuwają siarczyste mrozy. Jednak ostatnio obserwuje się gwałtowny wzrost stężenia gazów cieplarnianych i rozmakanie gleb Syberii. Co poszło nie tak? Otóż okazuje się, że rozmarzający coraz śmielej Ocean Arktyczny staje się źródłem sporej ilości pary wodnej. Gdy zaczyna się zima, dotychczas suchą Syberię nawiedzają niespotykane tu wcześniej śnieżyce, tworząc nawet dwukrotnie grubszą pokrywę śnieżną. Powoduje ona, że grunt pod nią nie zamarza do końca nawet przy -50 stopniach. Bakterie pracują całą zimę (wytwarzając ciepło), gdy więc przychodzi wiosna, roztopy uwalniają nagromadzone
w tym czasie gazy cieplarniane. Syberia zaczyna nas podgrzewać…

Niepokojących zjawisk przybywa, a w tym samym czasie na świecie do władzy dochodzą politycy, którzy ekologów mają za wrogów, a chwilowy „interes” swojego kraju przedkładają nad myślenie o przyszłości swojej ojczyzny i całego globu. Dość wspomnieć, że do Trumpa dołączył właśnie podobny mu prezydent Brazylii, od którego zależy los jednej
z największych „chłodziarek” świata – Puszczy Amazońskiej. Czy w takim towarzystwie zdołamy zawrócić, nim wejdziemy na drogę, z której nie ma powrotu?

Maciej Pokrzywa 

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…