Tajemnice policjantek

Spotykamy się w prywatnym mieszkaniu. Trzy policjantki, które zgodziły się porozmawiać o swojej pracy i o tym, co się dzieje z polską Policją. Tylko jedna z nich przyszła umalowana, ze starannie wytuszowanymi rzęsami. Śmieje się, że na emeryturze nareszcie może. Postawna, rozpuszczone włosy. Marzena L. ma za sobą 28 lat pracy w policji. Wszystkie szczeble kariery od patrolowania do stanowiska kierowniczego w garnizonie dużego miasta. W pracy zawsze bez makijażu. Ewa R., na emeryturze po 16 latach służby, podobnie mocnej postury, makijaż i pomalowane paznokcie traktowała jak rynsztunek. To ona szła na sekcje zwłok, bo koledzy nie chcieli. Doświadczenie zawodowe mają imponujące, bo według statystyk co druga policjantka w Polsce służy w Policji od 3 do 10 lat. Trzecia z nich, Magda K. właśnie przekracza ten pułap. Włosy ścięte krótko, niska i drobna. Koledzy-policjanci na takie mówią „kruszynki” albo „modeleczki”. Oczywiście publicznie, w mediach; we własnym gronie w dyplomację się nie bawią. Magda idzie drogą tradycji rodzinnej, po linii męskiej. To był dla niej zawód marzeń. Teraz poważnie rozważa odejście, ma dość, ale nie pracy, tylko przełożonych.

Zawód całodobowy
Termin spotkania dostosowałyśmy do grafiku Magdy. W pracy mówią jej „nie masz rodziny, masz czas” i dorzucają tyle dyżurów, że zapomniała, co to dzień wolny. Choćby ostatnio, gdy pracowała pod rząd trzy tygodnie. Teoretycznie dzień przerwy powinien być co drugi dyżur, ale nikt tego nie przestrzega. Do tego przeciążenie pracą jest ukrywane w statystykach. To proste. Oficjalnie nie masz nadgodzin, a naprawdę najpierw jesteś na komendzie, a potem pod telefonem. Więc niby nie jesteś już w pracy, ale mogą Cię wywołać w każdej chwili. Domówki nie są zaliczane do godzin pracy. Policjantom wmawia się, że za te dyżury nie należy się wolne. Magdzie zdarzył się już 27 godzinny dyżur. Ale słyszą „to jest służba”, więc pracują kilkaset godzin miesięcznie. Naliczonych nadgodzin nawet nie ma kiedy odebrać. Tym z rodzinami wcale nie było lepiej. Przełożona Ewy – choć kobieta – miała gdzieś fakt, że jej podwładna ma dziecko w wieku szkolnym. Sypały się dyżury i pretensje. Marta, choć sama szefowała mężczyznom, musiała być od nich lepsza. Z pracy prawie nie wychodziła.

Wojna z becepami
Dla przełożonych liczy się tylko jedno: statystyki. Nie może być becepów, czyli spraw „bez cech przestępstwa”. Komendant na odprawie każe podać konkretną liczbę wykrytych przestępstw „twardych”, ba! daje do zrozumienia, ze ma ich być w danym miesiącu tyle a tyle. Jak nie wywiązujemy się, lecą groźby i kontrole – wyjaśnia mi Marzena, była kierownik wydziału. Potem w prasie piszą, że w Polsce jest bezpiecznie, bo mamy jedną z najwyższych w Europie wykrywalności – wtrąca Ewa. Czy zdarzyło się ostatnio, że określone środowiska kazano Wam przeczesywać dokładniej niż inne? – pytam. Nie – brzmi odpowiedź – ale walka przełożonych z becepami prowadzi do nadużyć, wysyłania mniej doświadczonych policjantów z zadaniami nie do wykonania, nacisków na prowadzących sprawy i zamiatania kłopotliwych pod dywan”. Z tego powodu zarówno Ewa, jak i Magda miały ostre konflikty z przełożonymi. Jak raz wpiszą Ci w papiery, albo metodą szeptaną kierownictwo sobie przekaże, że masz za dużo wątpliwości, to opinia ciągnie się za Tobą do końca służby. A gdzie praworządność? To jest walka codzienna o możliwość spojrzenia
w lustro – mówi Marzena, nękana kontrolami. – Nie dlatego jestem legalistą, bo poszłam do policji, tylko taka się urodziłam, tak zostałam wychowana, chociaż dorastałam w złej dzielnicy.

Nadchodzą flepowi
Problem nadgodzin nie bierze się znikąd. Po prostu ludzi w służbie jest coraz mniej, bo „rzucają raportami” i odchodzą. Czasem z przymusu, nie wyboru, jak Ewa. A ci co przychodzą ostatnio, są jacyś „flepowi” – czyli kompletnie nieporadni, słabi merytorycznie, nic nie pomogą – ale „kimś orać trzeba”. Selekcja negatywna. Statystyki przestępstw próbuje się naginać, nadgodziny tuszować, ale braków kadrowych już się ukryć nie da. Dane, pochodzące z Komendy Głównej wydobyły ostatnio i opublikowały policyjne związki zawodowe. Liczba wakatów przekroczyła już 5 tysięcy, a wielu spośród ok. 95 tysięcy zatrudnionych myśli o odejściu. Zastanawiam się, jakie znaczenie ma fakt, że do władzy doszedł PiS, że przez Policję przeszły czystki. Czy to jest powód fali odejść? Wszystkie trzy zaprzeczają. To znacznie głębszy problem, poza kwestią politycznych roszad na górze. Ciągnie się od kilkudziesięciu lat, dotyczy każdej ekipy politycznej – zapewnia Marzena.

Z własnej kieszeni
Na policję od lat nie ma pieniędzy, a strajkować przecież nie można. To są wieloletnie zaniedbania, chroniczne niedoinwestowanie – mówi Marzena. Ewa pamięta, że do pracy nosiła własnego laptopa, kupowała drukarkę i papier, zszywacze i długopisy. W komisariatach straszą stare maszyny do pisania. Magda za własne środki musiała kupić mundur i pałkę. Ludzi zmusza się do wykupywania ubezpieczeń na służbowe auta. Nieważne kto rządzi. Przykład? Nowa ustawa emerytalna, która weszła w życie w styczniu 2013 r. policjantom cofnęła część uprawnień. Magda jeszcze może zdecydować, czy idzie starym trybem, nowi już nie. Muszą przepracować 25 lat, i jeszcze przekroczyć próg wiekowy 55 lat. To jest nierealne. Policjant na wózku z napędem atomowym nie będzie przecież gonił młodego chłopaka – ironizuje Marzena. Gdzie świadomość, jak policjantów wyniszcza praca? Pobite i zgwałcone dzieci, trupy, i jeszcze trzeba wytrzymać pretensje ludzi i przełożonych. W efekcie policjanci się wypalają. Alkoholizm, narkotyki, zaburzenia nerwicowe, złe relacje rodzinne, udary, zawały – wylicza Ewa. Wielu z nich po prostu nie dożyje uprawnień policyjnych. Samobójstwa w statystykach są zawsze z przyczyn osobistych, choć fakty wyglądają zupełnie inaczej.

Policjantka czy kobieta?
Magda jako jedyna kobieta w zespole od spraw kryminalnych (szef walczył jak mógł, żeby mu kobiety nie przydzielono) nie może liczyć na żadne ulgi. Nie ma pretensji, jest profesjonalistką, szkoda tylko, że awansują wszyscy wokół poza nią. Jak kolega, choć ma znacznie krótszy staż i gorsze wykształcenie. Boi się brać zwolnienia, przychodzi do pracy chora, bo przełożeni obiecują, że za dobrą służbę będzie awans do kolejnej grupy (płacowej), wyjazd szkoleniowy. Jednocześnie od lat nie może się doprosić o to szkolenie. Generalnie kobietom w policji jest po prostu trudniej. Mimo to w służbach mundurowych regularnie ich przybywa. Dane z 2012: na 96,5 tys. funkcjonariuszy 13,3 tys. to kobiety. W 2017 r. kobiet służyło już 15,6 tys., czyli ponad 15 proc. formacji. Pracują we wszystkich pionach: prewencyjnym, kryminalnym i logistycznym. Dwie na trzy policjantki w Polsce mają wyższe wykształcenie (według danych z 2012 r. jest ich 66 proc.), a wiele ma dodatkowe szkolenia. Ponad 15 proc. z nich to oficerowie. Jednak po szczeblach mundurowej kariery, w męskim świecie policji pną się z trudem. Ma to swoją cenę.

Kobiety-materace
Zdarzają się spektakularne kariery. W 2015 r. nadinspektor Irena Doroszkiewicz, komendant wojewódzka w Opolu została pierwszą kobietą generałem w historii polskiej policji. Ale nadal aż 77 proc. policjantów uważa, że w mundurze chodzi zbyt wiele kobiet. Tyle samo przełożonych woli mieć podwładnych mężczyzn. Trzeba ciągle walczyć, żeby w kobiecie uznano policjanta. Dlatego niektóre znalazły na to sposób. Są trzy rodzaje kobiet w policji. Pierwsze świadomie w tym celu idą do łóżka (Marzena używa dosadniejszej formy). Druga grupa – te, które dają się złamać i molestować, aby awansować. Faceci cieszą się nimi przez jakiś czas, aż się znudzą, potem załatwiają stanowisko z lepszą pensją i szukają następnej. Są jeszcze te, które wyłącznie ciężką pracą dochodzą do wyższych stanowisk. Są ostrożne, ważą słowa. Z nimi pracuje się najlepiej. „Kobiety-materace” zazwyczaj nie są skore, żeby wspomagać podwładne. Solidarność płci dotyczy tylko mężczyzn. Inna sprawa, że o kobietach przełożonych krążą legendy, dużo w nich męskich łóżkowych przechwałek i zawiści. W statystykach dyskryminacji ze względu na płeć nie znajdziesz. W 2016 r. w całej Polsce odnotowano jedynie 30 (!) zarzutów na szkodę kobiet, w 2015 – podobnie. Nie wiadomo, czego dotyczyły. Nie ma rozbicia na płeć w statystykach samobójstw.

W policji trzeba sobie radzić samemu
W pracy – opowiadają moje rozmówczynie – przełożeni obu płci praktykują zmowy, szukają stronników, robią politykę typu dziel i rządź. Łamie się nie tylko wybranych ludzi, ale całe zespoły. Kto podpadł, pracuje latami bez premii, nadgodzin ma więcej niż inni, kontroli kilkadziesiąt zamiast dwóch w roku. Pod płaszczykiem delegowania pozbywa się niewygodnych jednostek. Na początku służby zapoznajesz się z procedurą postępowania w przypadku nierównego traktowania, mobbingu lub działań przełożonych niezgodnych z prawem – opowiada Magda – i na tym się kończy. Odwołuję się od niesprawiedliwej oceny mojej pracy, powinni powołać komisję, ale nic takiego się nie dzieje. Szefostwo ze skargami radzi sobie tak: każą zgłaszać mobbing, bo trudniej go udowodnić, niż nierówne traktowanie. I po problemie. – Miałam kontakt z bsw, wydziałem kontroli, policyjnym rzecznikiem praw człowieka – mówi Ewa. Już wiem, że to są instytucje do krycia błędów i przewinień przełożonych. Po kilku próbach walki o sprawiedliwość policjantki zazwyczaj dają sobie spokój i odchodzą na emeryturę, jeśli tylko mogą. Marzena i Ewa odeszły. Magda jeszcze się waha.

Monika Piotrowska-Marchewa 

Imiona bohaterek zostały zmienione. 

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…