WILKI MIĘDZY OWCAMI

O filmie „Tylko nie mów nikomu” braci Sekielskich usłyszałem pół roku przed jego opublikowaniem. Tomasz, obecnie jeden z prowadzących Onetu, mówił o nim podczas spotkania w Zielonej Górze. Brzmiał wiarygodnie, tłumacząc, że robi dokument o i dla ofiar księży-pedofili*, nie jako wróg wiary czy Kościoła. Jak przekonywał, sam był kiedyś przez wiele lat ministrantem. Czuło się do niego zaufanie, jednak coś powstrzymywało mnie przed wsparciem finansowym tego przedsięwzięcia, o które prosił. Może niepewność dotycząca formy przedstawienia problemu? Miałem obawę, że będzie to kolejny materiał w stylu „Interwencji” Polsatu bądź „Uwagi” TVN, gdzie sedno zostanie pogrzebane razem ze stronniczością, przez co film straci na wiarygodności.

Już w trakcie oglądania dokumentu na YouTube zdałem sobie sprawę, że Sekielscy stworzyli majstersztyk. Nie tyle śledczo-dziennikarski, ile troskliwie ludzki. Pokazali świat Kościoła, chociaż właściwszym słowem byłby tutaj światek, oczami ofiar. Oddano im głos, nie oceniając, pokazując jak jest. A obłuda ze strony kapłanów sama się obnażała, bo prawda wyjęta na światło dzienne zawsze niesie w sobie komentarz.

W Polsce film, i ukazana w nim skala nadużyć seksualnych, zszokowały chyba wszystkich, chociaż globalnie to problem nienowy. Nie znam osoby, która nie oglądałaby wcześniej dramatu biograficznego „Spotlight” dotykającego tematu pedofilii księży w Stanach Zjednoczonych, która nie słyszałaby o wykorzystywaniu małoletnich w Irlandii czy o ostatnich dymisjach biskupów w Chile. Jednak takich systemowych przestępstw, odkrywanych na świecie już od lat osiemdziesiątych XX wieku, było więcej. Austria, Francja, Holandia, Belgia, Niemcy, Kanada, Australia – to przykłady krajów mierzących się z pedofilami i osobami tuszującymi ich przestępstwa w Kościele Katolickim. Coś, co nas dziś zaskakuje, inne społeczeństwa przerabiają bądź przerabiały wiele lat.

Problem był i jest ogromny, nawet jeśli szacuje się, że na świecie dotyczy dwóch do czterech procent ogółu księży. Bowiem nawet pojedyncze skrzywdzenie małoletniego powoduje ogromne cierpienie i słusznie urasta do jednego z najcięższych grzechów, jakich można się dopuścić. Gdy dodamy do tego krycie swoich przez przełożonych, którzy powinni czuwać nad wspólnotą, stajemy przed wyjątkowo ciężką do zatrzymania maszyną. Kapłani tym się różnią od innych grup społecznych, np. murarzy, że ich pozycja w takich krajach jak nasze oraz szczególny stan psychologiczny – mam na myśli pomieszanie priorytetów: ważniejsza prawda czy bronienie autorytetu tzw. instytucji? – utrudniają dochodzenie sprawiedliwości.

Kłopot ten bardzo długo bagatelizowano w obrębie samej wspólnoty. Prawo kanoniczne przez długi czas regulowało postępowanie w przypadkach pedofilii w oparciu o instrukcję Crimen sollicitationis (łac. przestępstwo nagabywania) z 1922 roku (sic!), aktualizowaną szerzej raz, a która obowiązywała aż do początku XXI wieku. Zakładała ona milczenie wszystkich zaangażowanych co do przebiegu procesu. Prawdopodobnie dlatego widzimy na filmie pokrzywdzoną składającą przysięgę (rotę), że nie powie nikomu o tym, co ją spotkało. Szkopuł tkwi jednak w tym, iż w prawie kościelnym nie było mowy o milczeniu w sprawach, które spotkały ofiary przed procesem. Treść takiej roty ustalają diecezjalnie urzędnicy biskupa, ma ona jedynie służyć potwierdzeniu, że mówi się prawdę, więc dochodzi tutaj w najlepszym przypadku do nieświadomego łamania prawa, w najgorszym – do manipulacji.

Co więcej, do 2001 roku nie było obowiązku zgłaszania podejrzeń czy czynów pedofilskich do Watykanu. Potem dokumentem Sacramentorum sanctitatis tutela taką powinność nałożono na biskupów, ale w praktyce nie każdy trzymał się prawa. Stąd też dobrym pomysłem, regulującym m.in. odpowiedzialność biskupów, są nowe przepisy zawarte w motu proprio (dekret wydany z inicjatywy własnej papieża) Vos estis lux mundi autorstwa Franciszka. Co więcej, określono w nim, że dochodzenie powinno być zakończone w ciągu dziewięćdziesięciu dni, a co trzydzieści należy raportować odpowiednią dykasterię o stanie sprawy.

Oczywiście Konferencja Episkopatu Polski uchwala kolejne wewnętrzne dokumenty dotyczące radzenia sobie z problemem pedofilii. Powołano koordynatora ds. ochrony dzieci i młodzieży, wprowadza się procedury dotyczące podejrzanych, telefony zaufania dla ofiar, obowiązek proponowania pomocy specjalistycznej, uskutecznia się działania profilaktyczne podczas formacji kapłańskiej, etc. Następnie przedstawia się wszystko na konferencjach prasowych.

I co z tego? Jeśli na filmie Sekielskich widać, że w momentach kluczowych procedury zawodzą. Jedna z poszkodowanych nie może nawet złożyć zeznań w obecności (w tym wypadku podstawionego) męża. Jeszcze bardziej zawodzą ludzie, którzy bronią swoich współbraci, atakując realizatorów, jak np. jeden z proboszczów goszczących księdza-pedofila na rekolekcjach czy inny kapłan, zezwalający koledze na posługę w „prywatnej kaplicy”. Nie wspominając o postawie arcybiskupa Głodzia, również odnośnie ks. Jankowskiego.

Dlatego przy tak dużym systemowym problemie powinno się powołać świecką bądź mieszaną komisję, którą Kościół wpuści do wewnątrz, by pomogła mu oczyścić własne środowisko. Przykładem jest Australia, gdzie dzięki takiej grupie – Komisji Królewskiej – powstał raport z zaleceniami, co powinno się zmienić. Transparentność i sprawnie działające procedury mogą pomóc w eliminowaniu pedofilii oraz odzyskaniu zaufania w przyszłości. Nic natomiast nie zastąpi zwykłego człowieczeństwa, bez którego żadne przepisy czy wytyczne nie będą dobrze funkcjonować.

Z tego powodu „Tylko nie mów nikomu” osiągnął zamierzony cel. Był właśnie człowieczy. Można zarzucać mu niepełne ujęcie tematu – nie przedstawia jasno sytuacji z wyżej wspomnianym prawem kościelnym, nie przedstawia prób zmierzenia się Jana Pawła II z problemem pedofilii w Kościele, ale pierwszy raz w historii naszego kraju nie instytucja katolicka gra tutaj główną rolę. Są nimi pokrzywdzeni. Stąd na kolejną część dokumentu już wpłacę pieniądze.

Paweł Brol, KOD Opolskie

*Celowo nie rozróżniam terminów: pedofilia, hebefilia, efebofilia, posługując się jedynie pierwszą nazwą rozumianą jako ogólny problem.

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…