Wyrok sędziego Zadary

Z wyrokami sędziów Rzeczypospolitej Polskiej się nie dyskutuje. Z wyrokami niezawisłej Rzeczypospolitej Polskiej – My, Naród; My, Lawa – Społeczeństwo Polskie, Suweren, który je szanuje, trwamy przez dzieje – pamiętając Słowa Wieszczów Narodowych; ceniąc Słowo i jego moc. Jedno jest pewne – nic, absolutnie nic, żadna siła nas nie podzieli. Dowiódł tego Sędzia Zadara na deskach Teatru Polskiego we Wrocławiu, wystawiając monumentalne, czternastogodzinne, obite z wszelkich naleciałości i tynków ponadczasowe dzieło Mickiewicza: Dziady – całość, po raz pierwszy w dziejach polskiego teatru. Ten historyczny spektakl jest drożdżowym zaczynem wszystkiego tego, co Naród łączy, a nie dzieli.

W swoich dygresjach na temat wrocławskiej realizacji „Dziadów” Mickiewicza, osuwam się w patos już w pierwszych zdaniach, lecz niewątpliwym pozostaje, że reżyser wraz z całą ekipą pracującą nad spektaklem, zrobili wszystko co możliwe, by skuć wszelkie tynki oraz naleciałości. Nie wiem, jak i ile wysiłku poświęcili pracując nad ową restauracją mickiewiczowskiego tekstu – czuć, że musiało być tego niemało. Nie wiem, co przeżywali. Nie wiem, gdzie błądziły ich myśli. Bezsprzecznym jednakże pozostaje fakt, że wyruszając na swoistego rodzaju archeologiczną wyprawę, z pełnią pietyzmu i szacunku pokazali, jak wielką moc kryje w sobie ten tekst. Zapewne po drodze były rozliczne pokusy oraz wolty, które mogłyby zepchnąć ową realizację w cień którejś z historycznych naleciałości – na szczęście, tak nie jest.

Na przestrzeni kilku ostatnich lat procesu twórczego, reżyser po wielokroć wyłuszczał swoje własne stanowisko, swoje emocje, odczucia i uczucia na temat pracy nad wrocławską superprodukcją. Nie raz odżegnywał się od jakichkolwiek kontekstów, a już zwłaszcza tych politycznych, zaś raz danego słowa – dotrzymał. Wielki to kunszt i klasa reżysera, który wyrażając swoją wizję artystyczną, nie staje się zarazem sędzią w swojej własnej sprawie. Reżyser w zupełności upilnował dogmatu scenicznego. Głos oddał Mickiewiczowi i tylko Mickiewiczowi.

Jest dla mnie wielkim zaszczytem, że dane mi było współuczestniczyć we wrocławskim misterium „uczty kozła” o poszukiwaniu prawdy, dobra, piękna oraz zgody. W tym sensie wrocławskie „Dziady” Anno Domini 2016 są moją osobistą cezurą czasową, która będzie mi towarzyszyć do ostatniej chwili, gdy zacznę opadać poza świadomą myśl, poza oddech, poza fizyczność ciała w czerń zwaną niebytem. Wiem, że ostatnim błyskiem, fleszem źrenic, gdy na podglądzie stanie mi przed oczami całe życie, a łza ostatnia zatrzyma dany mi czas, jeszcze przez jedną chwilę będę właśnie tam, we wrocławskim Teatrze Polskim pośród gradobicia rzęsistych, długotrwałych oklasków niemających końca. Gdzieś pomiędzy drugą, a trzecią nad ranem – tam, gdzie chociaż jeszcze trwa noc, a świt jest przy małej nadziei; tam, gdzie „nikt nie wierzy, że staje się już”.

My Naród; My Lawa, tamże wokół Mickiewicza zgromadzeni, wręczyliśmy artystom kwiaty pełne wdzięczności za rzecz wielką, zdawać by się mogło, że niemożliwą. Kwiaty niezbyt długo utrzymywały się na scenie. Artystom potrzeba było ledwie kilku mgnień oka, by instynktownie odrzucić je z wdziękiem na widownię. Tu też nie zagrzały miejsca – wracały na deski teatru do Wielkich Gęślarzy. Niezapomniane to i budujące, móc doświadczyć w tych czasach pełnych niepokoju takiej chwili, gdy Polacy z uśmiechem na twarzy oraz z wdziękiem, pełni serdeczności, obrzucają się nawzajem kwiatami, a nie złym słowem przepełnionym trucizną i jadem. Jestem pewien, że ten moment historycznej premiery „Dziadów” Zadary przejdzie do legendy.

Stare manuskrypty wg św. Jana już w pierwszym wersie przywołują frazę: „Na początku było Słowo”. Także tu, w monumentalnej inscenizacji Zadary, wybrzmiewa nieodpartym wrażeniem wielka moc Słowa arcydramatu Mickiewicza. Ten rozległy, czternastogodzinny song mógłby się wydawać nie do przejścia, a jednak nad sceną unosił się wielki duch, wielka siła skumulowanej energii faktycznego obrzędu przepełnionego w natchnioną duchowość. Owa duchowość pozostaje w jawnej opozycji wobec dyskursu publicznego, zwłaszcza politycznego, który zaprzestaje szanować i wartościować znaczenia wypowiadanych słów, jakby nie zdając sobie sprawy z ich wielkiej mocy sprawczej. Nie dziwi zatem fakt, że we wrocławskim, scenicznym opus magnum, godnym najwyższych laurów i najwyższego dostojeństwa, nie uczestniczył nikt ze znaczących polityków żadnej z opcji, a szkoda. Nie dziwi też fakt, że Teatr Polski od lat pozostaje w stałym sporze z władzami każdej opcji politycznej, która w danym momencie jest przy władzy, lecz w tym przypadku nie ma czego żałować. Suwerenność wrocławskiej sceny, jej niezależność oraz artystyczne poszukiwania, moim zdaniem, społeczeństwo polskie przyjmuje przez aklamację jako Nową Scenę Narodową, której każda władza lękliwie przykręca kurek finansowy, jakby w obawie przed Suwerenem.

To w tym miejscu pojawia się wybitny reżyser – sędzia, Michał Zadara, który dokonał niemożliwego. Jego „Dziady”, oddając głos wyłącznie narodowemu wieszczowi, mieszczą w sobie dogmat piękna diamentu najwyższej próby. Sędzia Zadara, wsłuchując się w głos płynący od wszystkich zwaśnionych stron, rozsądza narastający węzeł gordyjski, pozostając zarazem w pełni wiernym tekstowi preambuły Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Wystarczy zechcieć wykazać się dobrą wolą, wystarczy zechcieć dotknąć tych „Dziadów” – zobaczyć i usłyszeć. Imponujące „Dziady” w reżyserii Michała Zadary pozwalają pomieścić przy jednej scenie, na wspólnej widowni, której na imię Polska, zarówno tych z prawa jak i z lewa. Jedna jest Polska w całej swej różnorodności i jestem pewien, że z tego spektaklu nikt nie wyjdzie zawiedziony, a za to z pełnią nadziei, że wcale z nami nie jest tak źle, jak to nam chcą wmówić politycy zaostrzający konflikt, którego – gdy zerknąć w polską duszę, zwyczajnie pomiędzy nami nie ma. We wrocławskich „Dziadach” mieścimy się wszyscy – My, Naród; My, Lawa.

„Dziady” grane „po bożemu”, czyli w duchu klasycznym, ale nowocześnie, w całości są aktem sprzeciwu wobec rozrywki i konformizmu estetycznego fundowanego przez kulturę. Przełamujemy nimi wszelkie formaty narzucane przez komercyjne państwo. To akt polityczny – mówił w kwietniu 2015 roku dyrektor wrocławskiej sceny. Tłumy szturmujące Teatr Polski we Wrocławiu zdają się potwierdzać owa diagnozę. Spektakl Zadary przełamuje wszystko, co jest w nas zalążkiem zła. Jest tamą, która stara się dać odpór narastającemu nacjonalizmowi, który panoszy się nie tylko w Polsce, lecz w całej Europie. Strach przed obcym, odmiennym, lekceważenie prawa, osuwanie demokracji w niebyt na rzecz faszyzującego języka, są we mnie przyczyną wielu obaw o jutrzejszy dzień. Nikt nie ma wglądu w historię, która wciąż przed nami, a której karty pozostają nieodkryte. Jasności promieniste, wgląd w nieodległe jutro, posiadają tylko ci nieliczni spośród nas, którzy tworzą dla społeczeństwa tkankę polskiej kultury. Poeta, który pamięta, a z Mickiewiczem pośród równych staje w jednym szeregu, wciąż stawia przed nami pytanie:

„Kto ty jesteś człowieku / Zbrodniarz, czy bohater? / Ty, którego do czynu / Wychowała noc (…) Czy obrócisz w popioły / Miasto czy ojczyznę? / Stój! Zadrżyj w sercu swoim / Nie umywaj rąk / Nie oddawaj wyroku / Niespełnionym dziejom / Twoja jest waga / I twój jest miecz (…)”

Upływ czasu sprawia, że wrocławskie „Dziady” potężnieją, wciąż nabierając świetlistej mocy, stając bez wątpienia po tej jasnej stronie społeczeństwa. Serwery owego piękna zespół wrocławskiej sceny rozpoczął stawiać przed kilku laty. Pierwsze obwody, łącza z krwiobiegiem tkanki społecznej oddano do użytku w roku 2014. Były to serwery I, II, IV oraz wiersz Upiór. Od tego czasu sceniczna moc narastała. W roku 2015 dostawiono serwer numer III, zaś w lutym postawiono Dziadów części III Ustęp i Objaśnienia, by z huraganową siłą pokazać pełną moc brzmienia odrestaurowanego tekstu. Na przestrzeni ostatnich lat obserwowałem ów proces na prawach widza. Teraz, gdy ujrzałem całość, widzę, jak spotężniały. Dopasowano trybiki, podrasowano aktorski napęd, osadzono i przepracowano na aktorskim warsztacie wszystkie kluczowe momenty – już nie krzyczą, nie skandują ponad konieczny rejestr – one są.

Jako że we wrocławskiej inscenizacji drzemie wielka, niespożyta moc, zadaniem Suwerena jest pieczołowicie dbać o ten okręt flagowy polskiej kultury. „Dziady” wrocławskie Zadary, będąc nadzieją na wzburzonym morzu dziejów, stają się przyczynkiem ku ufności w to, że trzymając się ich brzmienia, nikt z nas nie wypadnie poza burtę. Bez wątpienia są uszyte na miarę hasła, że bez względu na wszystko, zawsze warto być przyzwoitym. Ponownie przywołując wielkiego, współczesnego poetę:

„(…) zostanie / Słowo raz obudzone przez nietrwałe usta, / Które biegnie i biegnie, poseł niestrudzony, / Na międzygwiezdne pola, w kołowrót galaktyk / I protestuje, woła, krzyczy”.

My, Naród; My, Lawa…

Z wyrazami szacunku, Panu Prezydentowi Lechowi Wałęsie, będąc wdzięcznym za wszystko, co dla Polski uczynił, ów tekst poświęcam.

Mateusz Rossa

Komitet Obrony Demokracji

Region Opolski

22.02.2016

„Dziady” Adama Mickiewicza (całość)

reż. Michał Zadara, Teatr Polski we Wrocławiu

Premiera: 20.02.2016

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…