Zagłada domu Trynczerów. Czy zaczniemy cenzurować takie historie?

Fot. Paweł Brol

Teraz wszystko nabrało przyspieszenia. Pełen lęku i wzruszenia, widzę gest mordercy wskazujący karabinem, nie ręką, na Trinczerów, a potem na środek placu, słyszę warknięcie mogące oznaczać „twarzą do ziemi”, nie takie wyraźne i głośne, lecz przytłumione, może z odruchu wstydu ze sposobu prowadzenia wojny w Polsce, a może z obawy, aby nie wywołać przedwczesnej paniki wśród ofiar.

Lejba poderwał się pierwszy, jakby w nadziei, że ofiarą ze swego życia rozmiękczy serca morderców, uratuje rodzinę. Był boso, w starej koszuli i połatanych kalesonach. Tyle tylko pozostawili jemu i reszcie ofiar gniewczyńscy sąsiedzi. Przecież buty i łachy nie będą już Żydom potrzebne, tłumaczyli sobie. Lejba poprawiał opadające kalesony. Niezawiązane sznurki u nogawek plątały się u nóg. Zrobił krok do przodu, do środka placu, i już się pochylił, gdy kolbą karabinu odrzucił go hitlerowski morderca i lufą wskazał na dzieci.

(…) starszy chłopiec bez sprzeciwu zrobił parę kroków, ukląkł, pochylił się, podparł rączkami i przywarł buzią do udeptanego podwórka w miejscu, gdzie wskazywał wylot lufy karabinu. Spokojnie, jakby przystępował do Pierwszej Komunii…

Padł strzał od stojących nieco z boku, po lewej stronie od chłopca, umundurowanych, mówiących po rosyjsku, a może po ukraińsku żandarmów. Wstrząsnęła się główka dziecka, jakby chciało gwałtownie czemuś zaprzeczyć i zabarwiły się włosy czerwoną plamą. Wciąż widzę skamieniałe, zmienione przerażeniem twarze matki i ojca, szeroko otwarte, znieruchomiałe oczy wpatrzone w swoje dziecko.

Historia prawdziwa

Tak pisze świadek tego zdarzenia, Tadeusz Markiel, wówczas dwunastoletni chłopiec zamieszkujący wieś Gniewczyna, dzisiaj gmina Tryńcza, powiat przeworski, województwo podkarpackie. W swojej książce pt. „Zagłada domu Trynczerów” opisuje relacje polsko-żydowskie sprzed oraz w trakcie II wojny światowej, zezwierzęcenie części miejscowej polskiej ludności, która prześladowała, grabiła, gwałciła, a następnie wydawała potomków Abrahama nazistowskiemu okupantowi. Powyższy opis dotyczy najtragiczniejszego przykładu rodziny Trynczerów, zamordowanych jeden po drugim przez granatową policję i gestapo (prawdopodobnie rękami ukraińskich żandarmów), po uprzednim uwięzieniu we własnym domu m.in. przez członków Ochotniczej Straży Pożarnej pod wodzą Józefa Laska. Miejscowi brutalnie znęcali się nad Żydami, ostatecznie ich denuncjując.

Takich relacji w książce jest więcej. Włos się jeży na głowie, kiedy czytelnik dowiaduje się, jak w warunkach nazistowskiego systemu odczłowieczania jednostki ludzkiej, u zwykłych mieszkańców wsi do głosu dochodzą pierwotne instynkty. Autor wprost opisuje, że w Gniewczynie zawiązało się coś na kształt mafii. Robiono na własną rękę więcej złego, niż łagodziłoby to usprawiedliwienie strachu przed Niemcami. Jak twierdzi, przy bierności pozostałej części mieszkańców, księży i zamiejscowej jednostki Armii Krajowej (z tą ostatnią panowała niepisana zasada nie wchodzenia sobie wzajemnie w drogę). Szerzej do sprawy odnosi się w drugiej części książki Alina Skibińska, historyk, współautorka publikacji, która porównuje fakty historyczne z relacją Markiela, jak również opisuje powojenne losy ocalonych oraz winowajców.

Historia zapomniana

Grób rodziny Trynczerów razem z innymi mogiłami współwyznawców znajduje się dzisiaj kilka kilometrów na wschód od Gniewczyny – w Jagielle-Niechciałkach, gdzie spoczywa również ok. 6500 jeńców radzieckich. Położony w lesie, bez żadnych drogowskazów ułatwiających znalezienie. Przy wejściu nad bramą widnieje napis: „Cmentarz Wojenny Ofiar Hitleryzmu 1939-1945”. Na nagrobkach przy mogiłach: pamięci Żydów zamordowanych w takiej i takiej dacie. Nigdzie nie ma informacji, że w mordzie brali udział nie tylko naziści, ale także Polacy.

Na cmentarzu w Jagielle-Niechciałkach spoczywają też Żydzi zamordowani w Markowej – wsi leżącej ok. 20 kilometrów na południowy zachód od Gniewczyny. Ci sami, których chroniło pod swoim dachem słynne małżeństwo Ulmów, odznaczone pośmiertnie medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Ulmowie, szóstka ich dzieci (plus jedno w drodze) i rodzina „Szallów” zostali zdenuncjowani przez Włodzimierza Lesia i zabici przez niemieckich żandarmów oraz granatową policję. W okolicach Markowej, podobnie jak Gniewczyny, było więcej takich przypadków donosów, chociaż nie brakowało też pomocy udzielanej Żydom przez Polaków.

We wsi znajduje się dzisiaj Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów. Na uroczystości otwarcia Muzeum w 2016 roku pojawił się prezydent Andrzej Duda, który oddał hołd tym, co pomagali. Podobnie zrobił Sejm podejmując uchwałę, w której wyraził, że „pamięć o Polakach ratujących Żydów winna stanowić ważną część edukacji publicznej”. To rzeczywiście ważna historia, podobnie jak Muzeum w Markowej jest potrzebnym miejscem. Zabrakło jednak wśród decydentów słów o ciemnej stronie tamtych czasów, pochodzącej od rodaków. Celowo?

Historia sugerowana

Dzisiaj PiS nowelizuje ustawę o IPN, przeciwko czemu protestuje m.in. Izrael. Jeden z przepisów brzmi: „Kto publicznie i wbrew faktom przypisuje Narodowi Polskiemu lub Państwu Polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za popełnione przez III Rzeszę Niemiecką zbrodnie nazistowskie (…) lub za inne przestępstwa stanowiące zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne lub w inny sposób rażąco pomniejsza odpowiedzialność rzeczywistych sprawców tych zbrodni, podlega karze grzywny lub karze pozbawienia wolności do lat 3. Wyrok jest podawany do publicznej wiadomości. Przepis ten stosuje się do obywateli polskich i do cudzoziemców”, przy czym działalność naukowa i artystyczna nie jest w tym wypadku przestępstwem. Podnoszą się głosy, np. z ust specjalistów z Centrum Badań nad Zagładą, że partia rządząca chce manipulować historią. Nie jest nawet pewne, jak potraktuje się w praktyce kontratyp „działalności naukowej”. Czy gdyby Tadeusz Markiel jeszcze żył i napisał drugą, podobną książkę, to postawiono by go przed sądem, bo relacja z wydarzeń według niektórych nosiłaby znamiona publicystyki, nie zaś nauki? Tym bardziej, że autor używa czasem zwrotów uogólniających?

Mało kto pamięta, że ponad 10 lat temu ówcześnie rządzący PiS ustawą lustracyjną wprowadził do Kodeksu Karnego przepis mówiący o karze więzienia do lat 3 za publiczne pomawianie Narodu Polskiego „o udział, organizowanie lub odpowiedzialność za zbrodnie komunistyczne lub nazistowskie”. Dwa lata później, w 2008 roku, niezależny jeszcze Trybunał Konstytucyjny uznał ustawę lustracyjną za niezgodną z Konstytucją, przez co powyższa norma przestała działać. Teraz zarówno TK, jak i sądy są w rękach władającej partii. W razie gdy złe intencje obecnych prawodawców okażą się prawdą, nie wiadomo, kto będzie bronił faktów historycznych. I ludzi, którzy będą mieli odwagę o nich mówić.

Paweł Brol, KOD Opolskie 

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…