Zemsta Rumburaka
Kto by pomyślał, że wieczorna rozmowa telefoniczna o wyprawie na mecz Pragi Żiżkov, a także o czeskich kelnerach uznających prawo klientów do zamówienia kolejnego piwa, odmawiających natomiast prawa do opuszczenia lokalu; kto by podejrzewał, że za sprawą tej pogawędki zechcę odnaleźć nie oglądany od ponad 30 lat czeski serial dla dzieci o księżniczce Arabeli.
Tajemne zależności pomiędzy życiem i sztuką rządzą nie tylko twórczością gigantów, ale umysłami i wyobraźnią rzemieślników codzienności. Może więc kolor, zapach lub słowo wywołać wspomnienia pięknego albo strasznego momentu naszego życia, uruchamiając zablokowany dotąd mechanizm zapadkowy nagromadzonych emocji, myśli czy choćby powodując przyśpieszone bicie serca. Tym razem słowo Praga uruchomiło projekcję serialu, którego główny czarny charakter to Rumburak, czarodziej II klasy z ambicjami. Motywem działania tego osobnika, do złudzenia przypominającego pewnego ministra obecnego rządu, jest zemsta. Śmiałem się jeszcze z perypetii pana Majera wywołanych pojawieniem się magicznego dzwoneczka, kiedy rozpoczął się odcinek 2, zatytułowany Zemsta Rumburaka. I jeśli śmiałem się nadal, to raczej gorzko, a częściej po prostu siedziałem z otwartymi ustami. Albowiem w filmie tym streszczona została historia Polski ostatnich miesięcy, w wielkim skrócie, uproszczeniu jak to w bajce, eksponując jednak aktorów naszej rzeczywistości i ich motywy. Tak więc Rumburak postanawia pomścić skazanie na zamianę w gadającego wilka, a nade wszystko uniemożliwienie awansu na normalnego czarodzieja pierwszej klasy. Celem jego złowrogiej działalności jest przejęcie władzy w królestwie bajek, a narzędziem które z powodzeniem stosuje, staje się telewizja, odkryta w świecie ludzi. Rumburak, udając Karla Majera, zmienia treść bajek czytanych dzieciom na dobranoc. Zabieg ten wywołuje wielkie zamieszanie, nie tylko w świecie ludzi, ale i w świecie bajek. Jednocześnie sprzyjająca Rumburakowi wiedźma przybiera postać królowej, tę zamieniając w gołębicę. Spokojna i mądra do tej pory kobieta, z nieznanych dla najbliższych przyczyn zmienia się w prostacką i nieprzewidywalną jędzę. Rumburakowi, poza czarownicą pomaga nieudaczny, pocieszny diabeł w osobie Blekoty.
Życie i sztuka biegną równoległymi torami, niczym olimpijczycy wymijając się na przemian w walce o zwycięstwo. Zasady, na których opierają się te zmagania na szczęście nie zostały jeszcze do końca odkryte i objaśnione, dzięki czemu nasza codzienność zachowuje odrobinę smaku. Ostatecznie docierają do nas efekty w postaci naśladownictwa, powtarzania zdarzeń, postaci fikcyjnych w życiu lub odwrotnie prawdziwych okoliczności, związków, historii w filmie czy literaturze. Stendhal pisał o powieści jako zwierciadle na gościńcu, Babel twierdził, że to nie sztuka naśladuje życie, lecz życie sztukę, jednak najbliższy prawdy jest Woody Allen, wedle którego życie nie naśladuje sztuki, życie naśladuje telewizję.
Przyjrzyjmy się przez chwilę podobieństwom czeskiej bajki do naszej rzeczywistości. Uczuciem tworzącym fundamenty wiary zwolenników partii rządzącej w Polsce jest zemsta. Trudno powiedzieć za co ludzie ci chcą się mścić, najczęściej mówi się, że miałaby to być zemsta za wyimaginowane odrzucenie czy też wykluczenie, a więc za niemożność realizowania swoich ambicji. W taki właśni sposób zrodziła się nienawiść u Rumburaka. Nie wiadomo również na kim konkretnie będą mścić się partia i jej wyborcy, bo w zależności od potrzeb wskazywane są różni ludzie i różne grupy społeczne. Celem ostatecznym naszych polityków – tak jak i Rumburaka – było przejęcie władzy. Jednym z zasadniczych środków używanych w tym celu stała się telewizja. Partia rządząca co prawda udaje, że telewizja publiczna jest lepsza niż kiedykolwiek, a puder coraz grubiej oblepia policzki prezenterów, nie ulega jednak wątpliwości, że pomimo podobnych tytułów, media partyjne opowiadają bajki w wersji Rumburaka, za nic mając starą klasyczną bajkę, nazywaną prawdą. Znamienne przy tym, że im częściej członkowie partii mówią o demokracji i państwie prawa tym bardziej ich działania zmierzają do ich ograniczenia. Im bardziej partia chce naprawić Trybunał Konstytucyjny, tym bardziej go niszczy. Im głośniej partia krzyczy o konieczności naprawy sądownictwa, urządzając przy okazji publiczne lincze sędziów w programach telewizyjnych, tym bardziej niezależność sądów jest zagrożona. A więc zamysł partii rządzącej jest taki sam jak Rumburaka, z tym że czarodziej zamieniał treść bajek, a partia zamienia dowolnie treść pojęć którymi się posługuje, nadając im takie znaczenie, jakiego w danej chwili potrzebuje.
Wracając do bajki, w pewnym momencie, gdy dzielne próby królewskiego czarodzieja Teofila Vigo nie przynoszą efektów i telewizja wciąż emituje bajki o nieprawidłowej treści, król w geście rozpaczy obiecuje podarować rękę pięknej Arabeli temu kto przywróci porządek w królestwie bajek. Jak łatwo się domyślić, pierwszy pojawia się Rumburak, z ochotą i wielką pewnością obiecujący wykonanie trudnego zadania. Czy nie widzimy tu jednoznacznej analogii? Czy partia, która od roku zajmuje się destrukcją kraju, z mozołem budowanego od 29 lat, nie obiecuje jednocześnie jego naprawy?
Bajkowe wehikuły służące do przemieszczania się w czasie i przestrzeni, to czarodziejski płaszcz, pierścień i latający kufer. To za ich pomocą zawiązują się intrygi, ludzie znikają, zamieniają się w inne osoby, powstają zabawne sytuacje, jednym słowem akcja posuwa się wesoło do przodu. Nasi politycy do przenoszenia się w czasie i przestrzeni używają innych akcesoriów. Jeden to wrak samolotu ze Smoleńska, a drugi to mit żołnierzy wyklętych. Dzięki resztkom samolotu TU-154 podróżują bez przeszkód w czasie, żeglując po morzu emocji przez ostatnich 6 lat. Natomiast tworzenie mitu żołnierzy wyklętych służyć ma czemuś innemu, to magia w zamierzeniu znacznie potężniejsza. Mit, jak to znakomicie ujął Denis de Rougemont, działa po cichu, w tle. Moc mitu polega właśnie na tym, że wpływa na nasze decyzje, kieruje naszymi działaniami, i jest tym bardziej niebezpieczny im mniej jesteśmy świadomi jego obecności.
Celem budowanego mitu żołnierzy wyklętych jest wdrukowanie w nasze umysły i podświadomość, definicji prawdziwego patriotyzmu oraz odruchów z nim związanych. Patriotyzmu przez duże P, rozumianego jako miłość do ojczyzny, za którą oddajemy życie. Zauważmy, że występuje tu zestawienie miłości i śmierci. Z jakichś przyczyn jest to dla ludzi, a dla Polaków zwłaszcza, połączenie atrakcyjne i fascynujące. Najlepiej ujął to de Rougemont: „Miłość i śmierć, miłość śmiertelna, jeśli w tym nie zamyka się cała poezja, zawiera się przynajmniej jej najpopularniejszy zakres, to, co najbardziej powszechnie wzrusza w literaturze zarówno w najstarszych legendach, jak najpiękniejszych pieśniach. Miłość szczęśliwa nie posiada historii. Romans zajmuje się tylko miłością śmiertelną – to jest miłością zagrożoną i skazaną wyrokiem samego życia. Ani rozkosz zmysłowa, ani płodny spokój małżeństwa nie podniecają lirycznych doznań uczuciowych w literackiej kulturze Zachodu. Nie jest istotna miłość dopełniona, lecz pasja miłosna. A pasja oznacza cierpienie. Oto fundamentalny fakt” (Denis de Rougemont, Miłość a świat kultury zachodniej, Warszawa 1968).
Dostosowując powyższe dla potrzeb naszych wywodów, widzimy jasno, że patriotyzmowi opartemu na micie żołnierzy wyklętych bliżej jest raczej do pasji namiętności, aniżeli do spokojnego, codziennego działania dla dobra kraju, w którym żyjemy. Opowieść o żołnierzach wyklętych gloryfikować ma patriotyzm wojenny, krwawy i pełen cierpienia, ukazywany jako forma życia pełniejsza, zdolna do przemieniania rzeczywistości, jak pisze de Rougemont. A więc patriotyzm fundowany na micie żołnierzy wyklętych musi prowadzić do nieszczęścia. Bo jeśli prawdziwy patriotyzm to miłość do ojczyzny okupiona koniecznie śmiercią, to wszystkie inne patriotyzmy nie są prawdziwe. Co więcej, w normalnym życiu Europejczyka, Polaka XXI wieku nie jest łatwo stracić życie za ojczyznę. Jak więc być prawdziwym patriotą? Prawdziwy patriota zaczyna tęsknić za sytuacją, która umożliwi mu zdobycie niezbędnych szlifów, potwierdzenia, marzy o wojnie, o walce z wrogiem, zakrwawionych bandażach, uciekając przy okazji z nudy codzienności. Żyję nadzieją, że ostatecznie obywatele III RP wybiorą nudną rutynę, w której bohaterstwem jest uczciwość i solidność, a drugi człowiek nie jest wilkiem.
W ostatnim odcinku serialu Rumburak ostatecznie przegrywa i wszystko wraca do normy, Petr Mejer żeni się z Arabelą, a zły czarodziej zamienia się w pralkę. Dobro zwycięża kolejny raz. Tak będzie w naszym kraju. Pamiętajmy jednak, że nie stanie się nic bez naszego udziału. Pamiętajmy, że demokracja nie istnieje bez naszego codziennego zaangażowania. Miejmy wreszcie świadomość, że partia rządząca, tak jak Rumburak, wiele rzeczy zniszczy i wielu ludziom zaszkodzi zanim odejdzie w niesławie. Jednak z naszym wsparciem dobro i rozum zwyciężą. Pewnego dnia.
AF
Artykuł w wersji skróconej był publikowany w 9 numerze Dekodera.