Manifestując „zagroziły środowisku”

 

Fot. Antonia Zofia Tereszko

Fot. Antonia Zofia Tereszko

Fot. Antonia Zofia Tereszko

Fot. Antonia Zofia Tereszko

Trzy działaczki Ogólnopolskiego Strajku Kobiet: Anna Kowalczyk-Derlęga, Natalia Kwaśnicka i Marta Lempart zostały oskarżone o zorganizowanie nielegalnego zgromadzenia (Anna Kowalczyk-Derlęga) i zakłócanie demonstracji Fundacji Pro-Prawo do Życia. 16 stycznia stanęły przed Sądem, wcześniej złożyły w tej sprawie wyjaśnienie na Policji, nie przyznając się do winy.

Jeszcze przed rozprawą, która rozpoczęła się z około półgodzinnym opóźnieniem, na sądowych korytarzach widoczne były media i liczne osoby, które przyszły swoją obecnością wesprzeć oskarżone. Niektórzy mieli przypięte znaczki: „Ratujmy Kobiety”, „Strajk Kobiet”, „KOD”, „Konstytucja” czy „Obywatele RP”. Obwinione działaczki odpowiadały na pytania zadawane przez media.

Po wejściu na salę sądową okazało się, że Sąd nie wyraża zgody na pozostanie tam wszystkich osób postronnych. Mogło ich zostać jedynie 7 – tyle, ile na sali było miejsc siedzących. Zezwolił też na obecność mediów z jednoczesnym zakazem nagrywania rozprawy. Byłam na sali sądowej i podzielę się moimi subiektywnymi wrażeniami.

Pani sędzia pierwsze pytania zadawała w sposób oschły; to były standardowe pytania: o dane osobowe, miejsce zatrudnienia i wysokość zarobków itp. Kolejne pytania – już dotyczące sprawy, zadawane po ustosunkowaniu się obwinionych dziewczyn do postawionych zarzutów, brzmiały w moim odbiorze łagodniej. Pomimo zrozumiałego stresu, jakiemu zostały poddane, nasze koleżanki, radziły sobie doskonale.

Żadna nie wyraziła woli na udzielanie odpowiedzi skarżącemu policjantowi, odpowiadały jedynie na pytania zadawane przez Sąd i obrońców.

Dlaczego użyły popularnej „szczekaczki”?

– żeby nasz głos dotarł do ludzi (reprezentujących Fundację Pro-Prawo do Życia), wg przepisów znajdowaliśmy się w wymaganej odległości ok.100m.,

– to była kontrpikieta, a organizatorzy manifestacji Pro – Prawo do Życia mieli bardzo głośny sprzęt,

– zależało nam też na tym, aby usłyszeli nas ludzie. Aby wiedzieli, że wystawiane makabryczne zdjęcia są zmanipulowane. Te fotografie nie pochodzą z aborcji a poronień, co zostało zresztą udowodnione,

– ręczne urządzenie nagłaśniające to standardowe wyposażenie pikiet, ulica jest ruchliwa, jeżdżą po niej tramwaje, autobusy i liczne samochody. Bez nagłośnienia pikieta straciłaby sens

odpowiadały obwinione.

Jakie hasła były skandowane?

„Dlaczego kłamiecie?”, „Gdzie jest wasze miłosierdzie?”; pytały działaczki, stając w obronie kobiet leżących w szpitalu. Zwróciły uwagę, że na oddziale leżą kobiety, które z różnych powodów straciły dziecko, poroniły lub urodziły, ale dziecko urodziło się martwe lub zmarło. Stanęły w obronie kobiet, które dotknęła trauma, nie godząc się na to, aby ktoś nazywał je dodatkowo morderczyniami.

„Świeckie państwo”; pomimo skandowania takiego hasła pikietujące kobiety uszanowały czas odmawiania różańca przez przedstawicieli organizacji Pro Prawo do Życia. Na ten czas stały w ciszy, pomimo odczucia, że ta modlitwa nie ma charakteru sacrum.

Przypomnijmy – oskarżyciel zarzuca, że w kwietniu 2017 r. kontrmanifestantki „zakłóciły przebieg niezakazanego zgromadzenia Fundacji Pro-Prawo do Życia poprzez skandowanie haseł przy pomocy ręcznego urządzenia nagłaśniającego, czym naruszyły zakaz używania instalacji lub urządzeń nagłaśniających określony w art. 156 ust. 1 ustawy prawo ochrony środowiska”. Za takie wykroczenie grozi 14 dni aresztu, miesiąc ograniczenia wolności lub kara grzywny.

Obwinione nie przyznały się do winy. Zeznały, iż żaden z policjantów ochraniających zarówno legalną pikietę Fundacji Pro – Prawo do Życia, jak i tych, którzy spisywali ich dane osobowe (jako uczestniczek spontanicznego zgromadzenia, zgłoszonego do CZK w dniu zgromadzenia w godzinach rannych) nie poinformował ich jakoby wydarzenie miało charakter nielegalny, ani że korzystanie z megafonu narusza w jakikolwiek sposób prawo. Co więcej – zeznały, że stosowały się do poleceń policji dot. miejsca, w którym wolno im stać. Innych poleceń policja nie wydawała. Ani zakazujących używania „szczekaczki” ani nakazujących rozwiązania zgromadzenia.

Z uwagi na konieczność przesłuchania świadków rozprawa została odroczona do 27 lutego 2018 r.

Uczestniczki kontrpikiety od dwóch lat regularnie uczestniczą w różnego rodzaju manifestacjach i pikietach, zgłaszają je także jako organizatorki, zatem dobrze znają zasady organizowania zgromadzeń, także tych spontanicznych. Nasuwa się zatem pytanie – dlaczego policja, mająca za zadanie ochronę wszystkich obywateli, nie reaguje na zgłaszanie faktu, że wystawiane w przestrzeni publicznej banery Fundacji Pro-Prawo do Życia naruszają bezpieczeństwo dzieci, które nie powinny patrzeć na tak drastyczne zdjęcia, a oskarża kobiety używające megafonu na ruchliwej i hałaśliwej ulicy o łamanie ustawy o ochronie środowiska. Czytelnikowi pozostawiam wniosek, czy takie zachowanie służb to troska o środowisko czy już polityczna szykana.

Elżbieta Majewska-Cieśla 

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…