Pochodzenie: uchodźca

Kiedy piszę ten tekst, premier Słowacji, Peter Pellegrini, mówi w rozmowie z „DW”, że jego kraj nie zrezygnuje ze sprzeciwu wobec rozdzielnika uchodźców. Po pozwie, jaki Komisja Europejska wystosowała za sprzeciwianie się procedurze relokacyjnej, Polska, Czechy i Węgry właśnie przygotowują się do batalii przed Trybunałem Sprawiedliwości UE. Wszystko w imię dbania o niegościnny elektorat, do którego bardziej przemawia „ochrona granic zewnętrznych przed obcymi”, niż wartość życia człowieka. Czy mamy prawo do niepomagania?
Pomińmy na chwilę sytuację imigrantów ekonomicznych, z którymi zamożne – w porównaniu do miejsc pochodzenia tychże migrantów – kraje Europy Środkowej nie chcą podzielić się swoim bogactwem. Na tyle, na ile da się rozgraniczyć pojęcie uchodźcy od imigranta ekonomicznego, bo często jeden człowiek mieści się w obu terminach. Załóżmy jednak, że z jakiejś przyczyny nie jesteśmy w stanie przyjąć tego tłumu obcokrajowców, który ulokowałby się w Polsce, więc ograniczamy się do uchodźców. Jesteśmy dziewiątym największym państwem na Starym Kontynencie. Te 7 tys. osób, które zobowiązaliśmy się jako państwo przyjąć w ramach relokacji, rozpłynie się w prawie 38-milionowym kraju. A przy okazji nie straci życia na wojnie, chyba że weźmie udział w konflikcie etnicznym PO-PiS.

Historie bliskie i dalekie
Jesteśmy piewcami życia nienarodzonego, ale poczętego, tym bardziej powinniśmy promować życie narodzone, ale zagrożone. Doskonale to czuła Nowa Zelandia, która w 1944 przyjęła 733. polskich dzieci i 105 osób personelu opiekuńczego, uciekających przed wojną ze ZSRR. Utworzono dla nich kampus w Pahiatua. Wcześniej na mocy stalinowskiej amnestii zostali doprowadzeni przez Armię Andersa do Iranu. Nowa Zelandia dała polskim dzieciom bezwarunkowe prawa, dzięki czemu mogły m.in. zdobyć wykształcenie.
Podobnie pomagano nam w Afryce. Tak, na tym samym kontynencie, z którego dzisiaj napływają do nas łodzie pełne imigrantów. Jak czytamy na stronie kresy-siberia.org, blisko 18 000 spośród ogólnej liczby 33 000 polskich uchodźców, którzy wydostali się z ZSRR, dotarło do Afryki w latach 1942-43. Uchodźcy byli kierowani do brytyjskich kolonii w Ugandzie, Kenii i Tanganice, a także do Afryki Południowej (obecnie RPA) oraz Północnej i Południowej Rodezji. Były to głównie kobiety, dzieci i młode dziewczęta. Ogółem powstało 19 osiedli. (…) W każdym
z osiedli zostały utworzone polskie szkoły, kościoły, szpitale, świetlice i spółdzielnie. Np. obóz w Tengeru, położony w obecnej Tanzanii (wówczas Tanganika), bodaj największy, do którego trafiali m.in. Sybiracy – byli więźniowie sowieckich łagrów i innych miejsc zsyłki.
Co ciekawe, po likwidacji osiedli władze Polski Ludowej chciały repatriować Polaków do kraju. Jednak rodacy byli nieufni wobec nowego ustroju. Na stronie dziennikzwiazkowy.com czytamy: rozsiedlenie polskich uchodźców z afrykańskich osiedli trwało długo, aż do początku lat pięćdziesiątych. Tylko około 20% uchodźców wróciło do Polski. Większość wyjechała do Wielkiej Brytanii w ramach akcji łączenia się z krewnymi, żołnierzami 2 Korpusu Polskiego. Znaczące grupy wyjechały do USA, Australii i Kanady. Na miejscu w Afryce pozostało około 1000 osób, które – w ramach specjalnych kwot osiedleńczych – uzyskały pozwolenie na zamieszkanie tu na stałe. Wśród uchodźców z Afryki młodszą część przetransportowano statkiem do Włoch. Stamtąd właśnie ok. 150 dzieci trafiło ostatecznie do Kanady. Mnie jednak interesuje ten statek i te Włochy. Czy można wyjątkowo uznać kraj półwyspu apenińskiego za miejsce skąd relokowani są… to znaczy byli, uchodźcy?

Polscy uchodźcy w Tengeru, źródło kresy-siberia.org

Strach przed śmiercią i pomocą
Jak pisze na łamach portalu OKO.press Monika Prończuk, konflikt z Brukselą w sprawie relokacji jest tym bardziej niezrozumiały, że wbrew narracji PiS, w Polsce uchodźcy już są. Potwierdzają to dane Urzędu ds. Cudzoziemców: W 2017 w Polsce różne formy ochrony otrzymały 742 osoby, w tym 29 z Syrii (na 44 wnioski) i 21 z Iraku (na 41). W 2016 takich decyzji było 567. Wśród osób, które Polska obejmuje ochroną międzynarodową przybywa też Ukraińców. Tymczasem prawica irracjonalnie twierdzi, że w Polsce żyjemy bezpiecznie, bo nie ma uchodźców.
Niecałe 3 tys. kilometrów na południowy-wschód od nas dzieją się rzeczy dramatyczne. Ataki z użyciem broni chemicznej, obozy koncentracyjne, zrujnowane miasta, głód, fatalne warunki sanitarne, bieda – oto realia Syrii. Obecna władza mówi, żeby pomagać mieszkańcom tego kraju, ale tylko na miejscu. A co obecna władza mówi o państwach, które w czasie II wojny światowej ograniczały się do skromnej pomocy na naszym terytorium? Co mówimy my?

Paweł Brol, KOD Opolskie 

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…