Po co powstaje Dekoder?

Bezgłośne Tadaaam! wystukane w środku nocy obwieszcza koniec składu. Plik z kolejnym numerem „Dekodera” wędruje do drukarni, a my łapiemy kilka krótkich godzin snu przed naszą „normalną” pracą. Jest noc z niedzieli na poniedziałek, ta jedna w miesiącu, która wyznacza rytm powstawania kolejnych numerów naszego społecznego miesięcznika.

Dekoder powstał na początku 2016 roku, zaraz po kilku pierwszych spotkaniach i manifestacjach KOD, w naturalnym odruchu społecznego sprzeciwu. I choć powstał w środowisku wrocławskiego KOD od początku chcieliśmy, aby był czymś więcej niż „zakładowym biuletynem”. Papierowa gazeta to sposób, by dotrzeć z przekazem poza naszą internetową bańkę informacyjną. By przekonywać i informować kogo się da o „prawdziwej naturze rzeczy”. Dekodować rzeczywistość, uczynić ją przyswajalną, zrozumiałą, choć przecież wciąż nie tak łatwą. Z czasem pojawiła się też potrzeba innego rodzaju przekazu – także dla „naszej strony” – w którym podejmujemy próbę odczarowania czarno-białego obrazu Polski. Pokazania, jeśli nie wszystkich, to chociaż wielu różnych punktów widzenia. Nie wystarczy mówić „PiS jest zły”. Trzeba mówić, „co robi źle” i co inni robili lub robią źle, i dlaczego jest ważne, by to zło powstrzymywać. Mówimy też o problemach społecznych „starszych niż władza PiS”, wciąż poszerzając tematykę pisma o ważne sprawy, które mogą dotknąć każdego i każdą z nas.

Skład wrocławskiej redakcji – ustalony przy docieraniu się współpracy pierwszych miesięcy – pozostaje niezmienny. Ela to filar redakcji – jest niezastąpionym sekretarzem, organizuje też kolportaż i najaktywniej zbiera fundusze. Dorota wynajduje najciekawsze tematy i przybliża aktualnie wydawane, ważne książki, zajmuje się też comiesięcznym plebiscytem „Kaczki w buraczkach”. Monika to nasz konsultant historyczny, autorka Alfabetu PiS i artykułów o tematyce kobiecej, a przede wszystkim – finalna korektorka. Ja, czyli Maciek – pełnię honory redaktora naczelnego, czuwam nad przekazem i merytoryką, prowadzę stronę www oraz wykonuję skład w profesjonalnym programie. Łukasz dba o techniczną stronę naszej działalności w sieci. Paweł, Tamara i Danuta – to nasi stali autorzy spoza Wrocławia. Kluczowa dla nas jest też współpraca z opozycyjnymi grupami lokalnymi w całej Polsce, które prowadzą kolportaż „Dekodera” także poza Wrocławiem – od Jeleniej Góry po Wejherowo czy Lublin. Szczególnie aktywna jest grupa „Błysk Budzik” z Łodzi, która prowadzi regularne akcje w mniejszych miejscowościach województwa łódzkiego i dla której Dekoder jest jednym z materiałów rozprowadzanych w ramach „budzenia” społeczeństwa obywatelskiego.

Każdy numer rozpoczynamy od spotkania wrocławskiej części redakcji, gdzie omawiamy pomysły i plany na artykuły. Nie są to typowe dla zawodowych redakcji kolegia, lecz prowadzone w luźnej atmosferze rozmowy. Choć bywa czasem i „ostrzej”, gdy podsumowujemy poprzedni numer i wyszukujemy „gomółki”, jak pieszczotliwie nazywamy chochliki, którym udało się umknąć czujnemu oku korekty. Nazwa wzięła się z błędu w nazwisku Władysława Gomułki, który pojawił się w jednym z pierwszych numerów i to w wywiadzie z Frasyniukiem!

Gdy tematy numeru są już zebrane, każdy przystępuje do pracy nad tekstami. Deadline zazwyczaj wyznaczamy na piątek przed weekendem, w którym robimy skład. Sobota schodzi na czytaniu, korekcie, dobieraniu grafik. Rysunków użyczają nam profesjonaliści – Włodzimierz Stelmaszczyk oraz Jadwiga Halicka. Niedziela to finalny skład i korekta, które czasem przeciągają się do późnych godzin nocnych. Choć teraz już nie zdarzają się nam, jak na początku, zielone świty za oknem. A gdy numer już jest gotowy do odebrania – zazwyczaj w środę lub czwartek – rusza maszyna kolportażu. My zaś zaczynamy myśleć o kolejnym numerze.

Czy z perspektywy 3 lat wolontariackiej pracy po nocach i zbierania funduszy na bezpłatne czasopismo, gdy tyle innych inicjatyw zakończyło swój żywot, nadal widzimy sens naszej pracy? Oczywiście, że widzimy! Choć nakład 10 tys. egzemplarzy to kropla w morzu informacyjnych potrzeb, wierzymy, że to rozsiewane regularnie ziarno gdzieś zawsze może przynieść plon. Czasem otrzymujemy od zniesmaczonych zwolenników „dobrej zmiany” cenne uwagi, czasem nieco bardziej nienawistne epitety. Ważne jednak, że spotykamy także przychylne, pełne pokrzepienia reakcje. Trzeba pracować i dla jednych i dla drugich. Do ostatnich wyborów i jeden miesiąc dłużej!

Maciej Pokrzywa

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…