Anna co Gimnazjum nie chciała
POZYCJA: minister edukacji narodowej.
HISTORIA: Anna z Zalewskich Pisowa zjawiła się w Pislandii w 2007 roku, zaślubiona temu rodowi z przekonania i szczerej miłości. Pozostała też wierną swemu nowemu domowi, stała w uczuciach i pracy. Kadencja za kadencją zostawała posłanką na Sejm, nie udało się jej jednak dostać na dwór europejski, gdzie próbowano ją wysłać dwukrotnie. Niezrażona tymi niepowodzeniami szykowała się do odegrania swej roli w kraju. Jako zaznajomiona ze sprawami nauki i oświecenia publicznego często wypowiadała się na temat zmian w edukacji, ubolewając na przykład na brak ciągłości w reformowaniu oświaty między kolejnymi rządami bądź wyrażając pogląd, iż poważne reformy nie mogą być wprowadzane z roku na rok, a powinny być opracowywane przez lata i rozkładane w czasie. Roztropność wydawała się być wielką cnotą Anny, w jej przypadku okazało się jednak – jak w mało którym – że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
DOKONANIA: gdy w 2015 roku Pislandia odzyskała niepodległość Anna z Zalewskich otrzymała swe upragnione stanowisko ministra edukacji narodowej. Od dawna widziała się w tej roli na dworze, w końcu chciała przejść do historii jako „Minister Wielkiej Zmiany” – niezależnie od tego czy reformy są komuś potrzebne czy nie. Dotychczas najważniejszą zmianą w edukacji było wprowadzenie gimnazjów. Cóż mogło tę reformę przebić? Oczywiście ich likwidacja. Minister tak się w ten cel szczerze zaszczerzyła, że przeoczyła wszelkie analizy, badania i opinie na temat gimnazjów i po prostu stwierdziła, że są złe. A kto jak kto, ale minister od oświecenia publicznego zło zwalczać musi. Zanim jednak do reformy przystąpiła, wykazała się niebywałą zręcznością w zwalczaniu zła oświadczając, że nie wiadomo kto dokonał mordu w Jedwabnem, bo na pewno nie Polacy, przecież Polski wtedy nie było. To samo zresztą stwierdziła na temat pogromu kieleckiego, ale wtedy argumentu o „braku Polski” użyć już nie mogła. Dziwne te konstatacje, zakładają bowiem, że jak nie ma Polski to i Polaków nie ma. Czy przez 123 lata zaborów też nas nie było?
Może jednak jest w tym jakaś ukryta logika. Jeśli w Polsce rządzi Pislandia, to znaczy, że wszyscy mamy być Pislandczykami. A jak ktoś nie chce – tym gorzej dla niego. Aby więc poprawić statystyki, w nowych pokoleniach poparcie dla dynastii musi być nie w granicach 30 czy 40 procent, ale najlepiej w okolicach 90. Temu zaś mają służyć szybkie ruchy Wielkiej Reformy. Minister przystąpiła do nich z zapałem, a uśmiech nie znika z jej oblicza ani podczas markowanych konsultacji, ani po miażdżących opiniach na temat nieskładnej podstawy programowej, ani po protestach rodziców i samorządowców czy po sondażach, które wskazują jasno, że Polacy chcieliby referendum w sprawie tej zmiany i że gdyby się ono odbyło, reforma przepadłaby z kretesem. Tym gorzej dla Kretesa, nie dla uśmiechu Anny.
SŁYNNE SŁOWA ANNY: bazując na swoim doświadczeniu pedagogicznym, [nauczyciele] wyrażają obawy, że skoncentrowanie w jednej placówce dzieci i młodzieży prowadzić będzie nie tylko do 'przeludnienia’ szkół, ale, co więcej, prowadzić będzie do wzrostu zachowań agresywnych, szerzenia się w szkołach przemocy oraz innych patologicznych zjawisk – tak Anna w 2013 roku tłumaczyła dlaczego nie powinno się łączyć gimnazjów ze szkołami podstawowymi. Jak wiadomo, obecnie młodzież jest dużo bardziej „patriotyczna” i przestała sprawiać jakiekolwiek problemy, więc można ją posłać do tych samych szkół, co 7-letnie dzieci.
SŁYNNE SŁOWA O ANNIE: Jest, niestety, wyraźnie niekompetentna, a przy tym irracjonalnie przywiązana do swoich pomysłów. I dlatego jest groźna. W PiS obowiązuje „centralizm demokratyczny” – nawet ci, którzy widzą, że likwidacja gimnazjów to zły pomysł, będą milczeli – tak o minister wypowiadał się twórca gimnazjów – były szef MEN, Mirosław Handke.
O ile łatwo zrozumieć niechęć dawnego ministra, o tyle jego słowa oddają w sprawie gimnazjów wolę sprawczą samej minister Zalewskiej. Czyżby nikomu więcej na reformie nie zależało?
MP