15 pytań

Fot. Wikipedia

Prezydent Andrzej Duda odkrył karty i ujawnił 15 propozycji pytań na jego referendum „konsultacyjno-konstytucyjne”. Po ponad roku od pojawienia się tego pomysłu po raz drugi zaskoczył jedynie słuszną partię rządzącą. Zaskoczył tak mocno, że nawet w TVP uznano, że lepiej tematu nie poruszać, przynajmniej do czasu pojawienia się partyjnego „przekazu dnia”. Zewsząd indziej leje się za to strumień propozycji. Pomysły poszerzania listy padają z lewa jak i z jeszcze większego lewa, ale nie to jest najistotniejsze.

Projekt tego referendum powinien być potraktowany w najlepszym wypadku humorystycznie – w najgorszym, jako nielegalny i moralnie niedopuszczalny.

Po pierwsze – prezydent, który notorycznie sam łamie obecnie obowiązującą Konstytucję nie ma żadnego mandatu na proponowanie w niej zmian. To tak, jakby złodziej przyłapany na gorącym uczynku proponował zmiany w kodeksie karnym w zakresie kradzieży.

Po drugie – w polskim ustroju nie ma czegoś takiego, jak referendum konsultacyjne. Fakt – frekwencja w ostatnim z referendów, zarządzonym w desperacji przez Bronisława Komorowskiego, była lekceważąco niska. Nawet jeśli, to nie uprawnia to do traktowania instytucji referendum, jak większego (i droższego!) sondażu. Co za tym idzie – zadawanie pytań, co do kierunków zmian nie jest właściwe. Polacy powinni otrzymać konkretną propozycję i ją zatwierdzić lub odrzucić. Nie można w referendum zadawać tak nieostrych pytań, w których odpowiadający nie wie, jaki będzie ostateczny kształt zmian.

Po trzecie – część pytań dotyczy spraw już uregulowanych w Konstytucji (odwołanie do chrześcijańskiego dziedzictwa, ochrona rodziny, ochrona pracy, ochrona praw nabytych). Po co więc są one zadawane raz jeszcze?

Po czwarte wreszcie – pytania dotyczą tematów zupełnie nie nadających się do Konstytucji. Nic nie jest wieczne, ale to, co prezydent proponuje zawrzeć w ustawie zasadniczej to związanie Polsce rąk na wielu płaszczyznach. Prawa nabyte nie powinny oznaczać, że zawsze mamy wypłacać 500+. A co jeśli za rok nastąpi kryzys światowy? Mamy zbankrutować, aby nie złamać Konstytucji? A co jeśli NATO zostanie rozwiązane, mamy złamać Konstytucję, aby z niego wyjść? Prawie wszystkie te postulaty, o które pytać chce prezydent są bardzo bieżące i nie dotyczą praw i wolności, ale realizacji polityki państwa. Polityki, która powinna móc się zmieniać, w zależności od naszej sytuacji wewnętrznej lub zewnętrznej. Jedyne pytanie rzeczywiście ustrojowe dotyczy samego urzędu Prezydenta, ale nawet ono jest nieostre. Może bym i chciał „wzmocnienia roli głowy państwa w polityce zagranicznej”, ale nie wiem w jakim zakresie chce to zrobić prezydent. Mam zagłosować „za” czy „przeciw”?

Nieporadność tej listy pytań jest porażająca. W zasadzie nie wiadomo, kto bardziej za ten stan rzeczy odpowiada – prezydent, czy jego doradcy? Czy nikt nie czytał tych propozycji na głos przed ich publiczną prezentacją? Niezależnie od tego samo referendum może być bardzo groźnym punktem w historii polskiego konstytucjonalizmu i przyczynkiem do kolejnego, pozasystemowego obejścia zapisów obecnej Konstytucji.

Maciej Pokrzywa 

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…