Jan Bez Drzew

Pozycja: minister środowiska
Historia: książę Jan pochodzi ze starej rodziny książęcej pieczętującej się herbem Upadłej Szyszki. Po właściwej stronie historii pojawił się dość nagle, przyłączając się do plemienia Porozumienia Centrum. W przyszłości stać się miało ono trzonem księstwa Pislandii. Ministrem (warto to podkreślić!) ochrony środowiska był już w rządzie Króla Buzka. Później natomiast był tylko ministrem [wykorzystania] środowiska – najpierw w rządzie późniejszego zdrajcy Pislandii, Marcinkiewicza, a następnie w rządzie samego Wielkiego Jarosława. Mimo tego zdarzały mu się „wpadki”. Został np. uhonorowany wpisem na „Skale ekologów” w Darłowie. Na szczęście niedługo po tym książę mógł się zrehabilitować i ukazać prawdziwie pislandzką duszę. Wiekopomnym wyczynem stała się zgoda na zniszczenie Doliny Rospudy i oddanie jej w ręce miłujących przyrodę drogowców. Batalia, która się wywiązała została wprawdzie przez ministra przegrana, ale zyskał wówczas nieśmiertelną opinię u Wielkiego Jarosława. Tak dobrą, że kolejną, czwartą już nominację na ministra środowiska mógł odebrać po 8 chudych latach. Chudych tylko formalnie – w praktyce wyglądały całkiem okrągło, zwłaszcza z okien złoconej, pękatej karocy i w biskupim towarzystwie.
Dokonania: Nową epokę na urzędzie Jan zaczął od otwarcia ważnego frontu walki. Walki z kornikami. Tymi słynnymi, z Puszczy Białowieskiej. Walka to bardzo trudna, więc książę wpadł na pomysł genialny w swej prostocie – jak nie będzie drzew, to i kornika nie będzie! I tak postanowił wyciąć Puszczę, co niczym Wanda nikomu się nie puszczała. Niektórym się pomysł nie spodobał, ale to akurat żaden problem. Już pierwszego dnia urzędowania książę wymienił dyrektora Lasów Państwowych, nie zajęło mu też dużo czasu by to samo zrobić z dyrektorem Białowieskiego Parku Narodowego. Kornik, choćby wielki jak żubr – nie ma szans!
Następnie książę Jan wystąpił w obronie polskiego dwutlenku węgla, który – jak powszechnie wiadomo – jest zdrowszy od CO2 z innych krajów. Wcale nie wywołuje globalnego ocieplenia, a za to wspiera rozwój polskich roślin (zagranicznych nie wspiera, bo to patriotyczny dwutlenek jest). Niedawno mogliśmy także podziwiać zdolności myśliwskie ministra – w strzelaniu do hodowlanych bażantów, co nigdy nie latały. Szlachetne to rozrywki, dla pospólstwa zupełnie niezrozumiałe!
Ale najszczególniej minister zapisał się na niwie prawa, tworząc unikatowy zbiór zwany Lex Szyszko. Przyszłe pokolenia będą stawiać z jego powodu pomniki. A dokładniej stawiać będą nowe pomniki przyrody, gdyż po okresie obowiązywania Lex Szyszko żaden się nie ostanie. Pomniki to pieśń przyszłości, a już dziś książę zyskał przydomek Jana Bez Drzew, jego czyny zaś opiewa hymn Polska w trocinie.
Słynne słowa Jana: Globalne ocieplenie było decyzją polityczną – ta sentencja przeszło-przyszłego ministra padła w 2013 roku i stanowi kwintesencję spiskowo-zagrodowego myślenia większości Pislandczyków. Jak na książęce warunki była i tak niezwykle kurtuazyjna. Mógł przecież powiedzieć, że globalne ocieplenie jest genderowym bękartem niemiecko-rosyjskiego kondominium.
Słynne słowa o Janie: Jan Szyszko jest leśnikiem, a nie ekologiem, i jest nieporozumieniem jako minister środowiska. – Włodzimierz Cimoszewicz chyba wie co mówi, w końcu mieszka zaraz przy Puszczy Białowieskiej i może podziwiać akcję tępienia kornika metodą Upadłej Szyszki. I może byłoby to nawet zabawne, gdyby nie chodziło o jeden z największych skarbów światowej przyrody, już o polskiej skali nawet nie wspominając.

MP 

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…