Po wyborach 2020 – czy piłka wciąż w grze?

Wybory prezydenckie już za nami. Mnożą się spekulacje na temat dalszych scenariuszy politycznych, padają zapewnienia o wyciąganiu wniosków, przegrupowaniach sił, tworzeniu nowych bytów społeczno-politycznych. Najbliższe wybory o zasięgu ogólnokrajowym, przewidziane na rok 2023, będą trójkrotne – do Sejmu, Senatu i samorządów lokalnych. Oznacza to trzy diametralnie różne ordynacje wyborcze, tysiące kandydatów i odmienne struktury wyborcze. W takim kontekście mówienie o wyciąganiu wniosków z wyborów prezydenckich, będących najprostszymi z możliwych, bez żadnych szczególnych zawiłości ordynacyjnych, jest pustosłowiem i roztaczaniem iluzji. Piłka wyborcza jest wprawdzie wciąż na murawie, ale czekająca nas gra będzie zupełnie inna. Zostając przy piłczanej analogii – wybory prezydenckie są dogrywką poprzez rzuty karne, podczas gdy czekający nas festiwal wyborczy można porównać do trzech jednocześnie odbywających się spotkań – futbolu, koszykówki i siatkówki. W każdej z tych dyscyplin pojawia się wprawdzie piłka – tyle tylko, że w każdym przypadku inna, nie mówiąc już o odmienności reguł, drużyn i publiczności.

Zacznijmy od meczu futbolu amerykańskiego – od wyborów sejmowych. Obaj przegrano-wygrani wyborów prezydenckich, Szymon Hołownia i Rafał Trzaskowski, deklarują stworzenie bliżej nieokreślonych ruchów obywatelskich wywodzących się z wyborców, którzy oddali na nich swe głosy w pierwszej (S.H.) lub drugiej (R.T.) turze wyborów prezydenckich. Biorąc pod uwagę obowiązującą przy wyborach sejmowych (i częściowo samorządowych) sławetną metodę d’Hondta przeliczania głosów na mandaty, jest to posunięcie godne wszelakiego poparcia ze strony PiS – wręcz zapewniające mu sukces wyborczy.

Niezależnie od takich czy innych zawołań o partiach politycznych dewastujących demokrację, jedynym demokratycznie sprawdzonym sposobem wyborów przedstawicielskich do organów ogólnokrajowych są partie polityczne. Specyfika pracy parlamentarnej, mnogość podejmowanych tam decyzji i rozległość tematyki powodują, że jedynie sprawnie działające kluby poselskie są w stanie temu sprostać. W normalnej poselskiej orce nie ma miejsca – z nielicznymi wyjątkami – ani na indywidualne wyskoki, ani na odstępstwa od ustalonych reguł gry. To tak, jakby oczekiwać, że wznosząca dom ekipa budowlana będzie składała się z indywidualistów, z których każdy ma inne wyobrażenie o ostatecznym kształcie budowli.

Demokracja wyborcza realizuje się przez obywatelską kartkę wyborczą, a zadaniem partii politycznych jest przekonanie wyborców o swych pomysłach na państwo – na państwo, a nie na to, kto lub co jest wrogiem politycznym. Rafał Trzaskowski, przy pełnym uznaniu jego „wejścia smoka” do kampanii wyborczej, zdaje się zapominać, że w obecnych polskich realiach politycznych, kandydat Platformy Obywatelskiej, ktokolwiek by nim nie był, uzyskałby w pierwszej turze wyborów prezydenckich około 35% oddanych głosów. Wymachiwanie jak szabelką tymi dziesięcioma milionami głosów z drugiej tury jest retoryką bez pokrycia albo – jak kto woli – oferowaniem czeku bez pokrycia. Bój o prezydenturę jest grą indywidualną, wyścig sejmowy jest grą zespołową. Zapowiadana przez Rafała Trzaskowskiego, prezydenta Warszawy i wiceprzewodniczącego PO, utworzenia mgławicowego ciała „obywatelskiego” jest działaniem w swej obecnej formie bez większego politycznego sensu.

Przyrównując partię polityczną do drzewa rosnącego na politycznej obywatelskiej glebie, korzystne i dla drzewa i dla jego otoczenia byłyby działania sprzyjające lepszemu ukorzenieniu owego drzewa. Wokół partii, przy partii, niezależnie od partii mogłyby powstawać ukierunkowane grupy sympatyków. Nie będąc członkami partii mogliby jednak wpływać na istotne dla niej decyzje, dotyczące priorytetów działania bądź nawet pewnych decyzji personalnych, w tym i kandydatów wyborczych. Można by to osiągnąć przez system dostępnych dla owych grup konwencji partyjnych, bliskim w swej idei prawyborom, będących standardem u amerykańskich demokratów i republikanów. Tam biorą w nich udział tzw. zarejestrowani wyborcy owych partii, w Polsce mogliby to być członkowie takich około-partyjnych grup.

Droga do lepszego Sejmu nie wiedzie przez negowanie instytucji partii politycznych, ale przez owych partii wzmacnianie. Natomiast same partie powinni czynić wszystko, aby na takie wzmacnianie zasługiwać.

Ludwik Turko

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…