Jak być praworządnym tylko trochę?

Wbrew tezom przekazywanym przez PiS spór o KRS dotyka nie tylko relacji polskiego rządu z Unią, ale przede wszystkim uderza w polskich obywateli, których pozbawia się prawa do niezależnego sądu.

Nowy rok rozpoczął się starym sporem dotyczącym Krajowego Planu Odbudowy. W noworocznym orędziu prezydent Andrzej Duda powiedział, że jest zwolennikiem mądrego kompromisu z Komisją Europejską. Nie doprecyzował jednak, co to znaczy. Że rządzący będą tylko trochę przestrzegać prawa, a Unia będzie tylko trochę grozić nam palcem? Kompromis w prawie brzmi niebezpiecznie, to jakby ogłosić, że już wolno gwałcić, byle bez zadowolenia. Niestety, prawo jest jak ciąża, albo się je przestrzega, albo – nie. Albo się w ciąży jest, albo nie. Nie po raz pierwszy jednak prezydent demonstruje, że jest specjalistą od bycia w ciąży tylko trochę.
Przypomnijmy sobie słynne ułaskawienie w 2015 r. skazanych nieprawomocnie za przekroczenie uprawnień Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Prezydent powiedział wówczas, że… wyręczył sąd. Art. 139 konstytucji mówi, że „Prezydent Rzeczypospolitej stosuje prawo łaski”, a art. 42. p. 3. głosi: „Każdego uważa się za niewinnego, dopóki jego wina nie zostanie stwierdzona prawomocnym wyrokiem sądu”.


Kamiński i Wąsik na etapie ułaskawienia mieli status niewinnych i ułaskawienia nie potrzebowali. Zresztą, gdyby prezydent wszedł na stronę internetową swego urzędu (PREZYDENT.PL), już w pierwszym zdaniu przepisu dotyczącego aktu łaski znalazłby informację o treści: „Prezydent ma możliwość darowania – w całości lub częściowego złagodzenia – kary prawomocnie orzeczonej lub innych publicznoprawnych skutków skazania, na przykład w postaci zarządzenia zatarcia skazania (ukarania)”. Podkreślmy – prawomocnie orzeczonej!
Aby więc móc obu polityków ułaskawić, Andrzej Duda musiał najpierw uznać ich za winnych popełnienia przestępstwa i swój „wyrok” samemu uprawomocnić, mimo że konstytucja nie daje prezydentowi takich uprawnień. Dodajmy, prezydent stoi na straży Konstytucji RP, w tym art. 7., który głosi: „Organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa”.
Podobnie wygląda niedawno podpisana przez prezydenta działająca wstecz ustawa bezkarnościowa; to nie sądy, ale politycy mają decydować, co jest, a co nie jest naruszeniem prawa, mimo że art. 8. konstytucji głosi, że to konstytucja jest najwyższym prawem Rzeczpospolitej Polskiej. Czyli stoi nad ustawą.
Tak działa państwo PiS w pigułce. Jak w takim państwie miałby wyglądać kompromis z UE?

Jak ministrowie manipulują przepisami

Przejdźmy do zasadniczego sporu pomiędzy rządzącymi a Unią Europejską (i prawniczymi autorytetami w Polsce), który to spór kosztuje nas milion euro kary dziennie. Łącznie już około dwóch miliardów złotych, a może kosztować utratę miliardów euro z KPO. Dotyczy powołania Krajowej Rady Sądownictwa.
Jako obserwator mediów uważam, że nie wszystkie argumenty wskazywane przez autorytety prawnicze wybrzmiewają wystarczająco mocno. Warto więc skupić się na kwintesencji.

Art. 187. konstytucji m.in. mówi, że do KRS powoływanych jest 15 członków spośród sędziów, czterech członków wybranych przez Sejm spośród posłów i dwóch przez Senat spośród senatorów. Dotychczasowym zwyczajem – sędziów do KRS wybierali sędziowie. Ale za czasów PiS Sejm powołał zarówno 4 posłów, jak i 15 sędziów, tłumacząc, że Konstytucja RP nie wskazuje wprost, że tych 15 sędziów mają wybierać sędziowie. Zdaniem konstytucjonalistów, gdyby ustawodawca chciał, aby sędziów wybierali posłowie, to by tak napisał: że sejm wybiera 4 posłów i 15 sędziów. Podkreślają też, że konstytucję czytać należy całościowo.
Art. 173. głosi: „Sądy i Trybunały są władzą odrębną i niezależną od innych władz”.
Prawniczy komentarz:
„Ma to na celu oddzielenie sądów od bieżącej polityki. (…) Władza polityczna, będąc sama stroną sporu pomiędzy nią a obywatelem, nie może go przecież rozstrzygać”.
„(…) Sądy, które tracą przymiot bezstronności i niezależności, zamieniają się w urzędy orzecznicze realizujące wolę ugrupowania rządzącego i każdorazowej większości parlamentarnej”. (Uchwała SN ze stycznia 2020 r.) (Oba cytaty pochodzą z „Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej ze wskazówkami dla użytkowników”, Wprowadzenie i komentarz dr nauk prawnych Michał Szwast, Grupa Wydawnicza Foksal, Warszawa 2020).

I art. 186. p. 1: „Krajowa Rada Sądownictwa stoi na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów”.
Aż prosi się o pytanie:
– Panowie ministrowie: Ziobro, Kaleta, Warchoł, w jaki sposób wybierana przez polityków KRS chroni niezależność sądów przed tymi politykami?
Do tej pory nie usłyszałem odpowiedzi na to pytanie, za to wymienieni jakże chętnie winią za nasz spór z Unią Europejską właśnie UE, bo w takiej Hiszpanii czy Niemczech sędziów wybierają politycy i Unia nie protestuje, a jeśli politycy wybierają sędziów w Polsce, to nakłada na nasz kraj karę.
Mówiąc to, wymienieni ministrowie bazują na niewiedzy odbiorców, którzy w przeważającej masie prawnikami nie są. Prawnicy bowiem wiedzą na ogół, że nie jest ważne, kto sędziów wybiera, tylko jakie procedury gwarantują niezależność sądów i niezawisłość sędziów. Najwyraźniej jednak naszych ministrów sprawiedliwości wiedza ta ominęła.
Prof. Klaus Bachmann na łamach „Tygodnika Powszechnego” wyjaśnił, jak wybór sędziów wygląda za Odrą. „W Niemczech jedna partia nie może przejąć kontroli nad sądownictwem. Sądownictwo niemieckie funkcjonuje na podstawie 16 konstytucji krajów związkowych – i na szczeblu federalnym – ustawy zasadniczej oraz 17 ustaw około sądowych. Ministrowie mający w niektórych landach wpływ na mianowania sędziów nie mają potem możliwości, aby dyscyplinować albo odwoływać sędziów. Ci ministrowie należą często do partii, które współrządzą w danym kraju związkowym, ale są w opozycji wobec rządu federalnego”. („Pułapka na sprawiedliwość”).
Bachmann napisał wprost, że nasi politycy z Ministerstwa Sprawiedliwości swoje teorie wzięli z sufitu. Prawnicy podkreślają, że w demokracjach o wielowiekowej tradycji i wysokiej kulturze prawnej jest nie do pomyślenia, aby sądownictwem zarządzała partia rządząca, bo władza ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza to władze odrębne.

Prezydenta też obowiązują procedury

Czy prezydent Duda ma rację, uważając, że skoro on powołał kogoś na sędziego, to żaden inny sędzia nie ma prawa jego decyzji podważyć?
Odwołam się do swojego doświadczenia. Wiele lat temu opisywałem na łamach „GW” historię siedmiu licytacji po upadłych przedsiębiorstwach z lat 1994-1995 przeprowadzanych w Sądzie Rejonowym Wrocław Krzyki. Z powodu nieprzestrzegania procedur Sąd Najwyższy w roku 1997 wynik tych licytacji uchylił i nakazał licytacje te powtórzyć. W krzyckim sądzie wybuchła panika, bo w ciągu tych 2-3 lat firmy zdążyły zainwestować i nie były w stanie kupionym nieruchomościom przywrócić stanu pierwotnego. Ostatecznie sąd wybrnął z tego, orzekając na korzyść dotychczasowych zwycięzców.


Ten przykład pokazał, jaki chaos powstaje, gdy obowiązujące procedury są lekceważone.
Zdaniem prezydenta oraz polityków PiS sędziowie nie mogą podważyć umocowania innych sędziów, bo są oni powoływani przez urząd Prezydenta RP, a sędziowie nie są uprawnieni do podważania jego decyzji. Ale czy prezydentowi wolno powołać na sędziego byle kogo z ulicy? Art. 179. konstytucji mówi: „Sędziowie są powoływani przez Prezydenta Rzeczpospolitej na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa, na czas nieoznaczony”. I tu jest pies pogrzebany – na wniosek KRS! A skoro upolityczniona KRS dotknięta jest wadą prawną, to takie nominacje także dotknięte są wadą prawną. Dlatego wielu sędziów nie chce orzekać z „sędziami” wskazanymi przez upolitycznioną KRS, uznając, że takie wyroki mogą być dotknięte wadą prawną i w przyszłości unieważnione (jak wspomniane wyżej licytacje). I z tego tytułu sędziów tych spotykają szykany.
Jaki kompromis prezydent chce w tej kwestii zaproponować Unii? Że ta wada prawna uznana będzie za wadę malutką, tyciuteńką, nad którą nie warto się pochylać?

Wbrew tezom przekazywanym przez PiS spór o KRS dotyka nie tylko relacji polskiego rządu z Unią, ale przede wszystkim uderza w polskich obywateli, których pozbawia się prawa do niezależnego sądu. Jaki kompromis prezydent Duda zaproponuje obywatelom?
Trybunał Konstytucyjny mgr Julii Przyłębskiej (którą Jarosław Kaczyński nazwał swoim odkryciem towarzyskim), uznał, że prawo polskie stoi nad prawem unijnym. I tu znów każdy może się zagubić, bo przecież to art. 9. konstytucji głosi, że Rzeczpospolita Polska przestrzega wiążącego ją prawa międzynarodowego. A jako członkowie UE zgodziliśmy się uznać TSUE za swój sąd i respektować jego wyroki. Ponadto niekwestionowane autorytety prawnicze, w tym prof. Marek Safjan, sędzia Trybunału Sprawiedliwości UE, wielokrotnie podkreślały, że prawo unijne nie stoi w sprzeczności z polskim. Zarówno art. 45. p.1. Konstytucji RP, jak i art. 47. Karty Praw Podstawowych UE głoszą, że każdy ma prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy przez niezależny, bezstronny i niezawisły sąd.
Sędzia Andrzej Wawrzyniak, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego we Wrocławiu w latach 90., powiedział wówczas do mnie tak: „Sąd powinien pracować w taki sposób, aby nie dać cienia podejrzeń, że mógłby być nieobiektywny”. I oto właśnie chodzi Unii. Na jaki kompromis miałoby tu być miejsce?

Zaufanie ważne jak sprawiedliwość

Gdy rozmawiam z wielbicielami PiS, przedstawiam im takie zagadnienie:
– Wyobraź sobie, że jedziesz prawidłowo samochodem. Nagle z podporządkowanej drogi wyskakuje rozpędzony Tusk i uderza cię w bok. Sprawa jest jasna. Ale Tusk, mając zaprzyjaźnione telewizje, ogłasza, że była to twoja wina i sąd taki wyrok wydaje. Uważasz, że jest to w porządku?
Spotyka się to zwykle z oburzeniem. – Co, Tusk?! (i tu inwektywa) Pewnie, że nie w porządku!
– No właśnie, oburza cię to, że Tusk? A jak nastąpiło zderzenie kolumny Beaty Szydło z seicento i Mariusz Błaszczak jeszcze tego samego dnia orzekł, że winny jest kierowca seicento, a potem w prokuraturze zginęły dowody – to było w porządku? Jeśli dziś zaakceptujemy podporządkowanie wymiaru sprawiedliwości rządzącej partii, to po zmianie wyników wyborów nadal będzie ono podporządkowane rządzącej partii, tyle że innej. I to jest argument, żeby władzę sądowniczą traktować faktycznie jako odrębną i niezależną. Prawo ma być równe dla wszystkich bez względu na wyniki wyborów.
Prof. Ewa Łętowska w książce „Sprawny sąd. Zbiór dobrych praktyk” (Wydawnictwo C.H.Beck, Warszawa 2008) przedstawiła anegdotkę, jak to król pruski Fryderyk Wielki wybudował sobie pałacyk w Sans-Souci, by odpoczywać. Ale w pobliżu znajdował się hałaśliwy młyn. Król wezwał młynarza i kazał mu urządzenie wyłączyć. Młynarz odmówił, tłumacząc, że to przecież jego praca, na którą ma zezwolenie. Rozwścieczony król zawołał: „Wezwę wojsko i w pięć minut po twoim młynie nie będzie śladu!”.
A na to młynarz spokojnie: „Nie, Najjaśniejszy Panie, tak nie będzie. Bo są jeszcze sędziowie w Berlinie!”.
I takiej sprawiedliwości oraz ufności w sprawiedliwość wypada nam wszystkim (także politykom PiS!) życzyć nie tylko w 2023 roku.

Marian Maciejewski

Autor jest emerytowanym dziennikarzem, od 18 lat prowadzi zajęcia z dziennikarstwa na Uniwersytecie Wrocławskim; zrobił doktorat z wolności słowa i ograniczeń tej wolności.

List ukazał się również 03.01.2023 w „Gazecie Wyborczej”

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…