Przywilej do dyskryminacji

1 października 2017 roku weszła w życie reforma emerytalna. Kolejna. Tak się składa, że w Polsce każdy rząd zmienia coś w systemie emerytalnym. Nic dziwnego, skoro emerytury stanowią największą pozycję wśród wydatków państwa, a starzejącemu się społeczeństwu coraz trudniej będzie utrzymać rosnącą liczbę emerytów. Problem więc istnieje. Kolejne zmiany w systemie szły w kierunku zwiększenia oszczędności, zdobyciu dodatkowych środków, lub zmniejszeniu liczby uprawnionych do emerytury. Także w związku z tym rządząca wcześniej Platforma Obywatelska podjęła bardzo niepopularną decyzję o przesunięciu i zrównaniu wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn. Wydłużenie lat pracy miało zostać rozłożone na lata, a docelowy wiek emerytalny miał wynosić 67 lat. Zmiana ta kosztowała koalicję PO-PSL utratę władzy, a jednak zdecydowała się ona na ten krok, podobnie zresztą jak wiele innych europejskich państw, które również są w tej chwili w trakcie zrównywania wieku emerytalnego dla obydwu płci.

Żeby było tak, jak było

Obecna koalicja rządząca szła do wyborów w 2015 roku m. in. z postulatem wycofania trwającej reformy emerytalnej. Podobny postulat zgłaszali związkowcy z „Solidarności”. I trzeba przyznać, że obietnica ta (obok programu 500+) została rzeczywiście przez rząd PiS zrealizowana. Wiek emerytalny skrócono, przywrócono też różnicę między kobietami a mężczyznami. – Gdy w 2013 r. poprzednia władza podwyższała wiek emerytalny, mówiliśmy, że odwrócimy tę reformę. I w końcu wygraliśmy – stwierdził Henryk Nakonieczny z NSZZ „Solidarność”. Nie wspomniał jednak o tym, że jednego nie zmieniono – sposobu naliczania składek. I w tym właśnie tkwi problem, bo oznacza to jedno – kobiety przechodzące na emeryturę w wieku 60 lat najczęściej dostaną jej minimalną wysokość. Dziś jest to 1 tys. zł.

Kilka faktów i jedna zasada

Zasada wyliczania emerytury wydaje się prosta – dostajesz tyle ile odłożyłeś lub odłożyłaś w przeciągu swoich lat pracy, podzielone przez przewidywany czas Twojego dalszego życia. Skąd wiemy ile będziemy żyli na emeryturze? Oczywiście nie wiemy, ale są przecież statystyki i opierając się na nich możemy wyliczyć ile powinniśmy „zużyć” pieniędzy na emeryturze. Uśredniając w skali kraju powinno się generalnie zgadzać. Wszystko pięknie, dopóki nie jesteśmy kobietą. Dlaczego? Bo tu liczby dla pań nie są korzystne. Po pierwsze średnia wysokość pensji kobiet jest wciąż niższa od mężczyzn. W 2016 roku ta różnica wynosiła wciąż 19 proc. (dane GUS). To sporo – część wynika z tego, że kobiety pracują mniej godzinowo (częściej pracują w niepełnym wymiarze godzin), ale część to zwykła dyskryminacja – różnica w przeliczeniu na godzinę pracy wynosi 6,4 proc (dane Eurostatu). Z punktu widzenia składek odłożonych na emeryturę to jednak ta pierwsza wartość ma znaczenie – a więc już z powodu różnic w płacach kobiety mają prawie 1/5 mniejszy kapitał. Czas na punkt drugi – kobiety mają statystycznie mniej lat pracy, bo często narodziny dzieci i opieka nad nimi wiąże się nie tylko z urlopem macierzyńskim, ale również w ogóle z przerwami w pracy zawodowej. Do wydłużania tych przerw zachęca teraz dodatkowo program 500+. I teraz najważniejszy punkt trzeci – kobiety przechodzą na emeryturę 5 lat przed mężczyznami. Co to oznacza? Między innymi to, że w momencie wyliczania wysokości świadczenia emerytalnego ich kapitał zostanie podzielony przez większą ilość miesięcy dalszego przewidywanego trwania życia.

Nieubłagany kalkulator

Spójrzmy na przykład pani Anny, która w październiku tego roku zdecydowała się przejść na emeryturę w wieku 60 lat. Patrząc na tegoroczne tabele przewidywanej długości życia GUS, jej kapitał zostanie podzielony przez 263,2. Powiedzmy, że pani Anna uzbierała na koncie w ZUS 300 tys. złotych – otrzyma więc 1139,81 zł miesięcznie. Sukces! Będzie to emerytura powyżej minimalnej (!) To już coś, bo wg Wiktora Wojciechowskiego, głównego ekonomisty Plus Banku, nowe zasady spowodują, że połowa z dziś pracujących kobiet w przyszłości dostanie emeryturę minimalną. Inne szacunki mówią z kolei, że emerytura minimalna może objąć nawet 75 proc. kobiet.

Dla porównania spójrzmy na przykład pana Jerzego. Miał podobną historią zawodową, ale będzie mieć większy kapitał – pani Anna zarabiała o 19% mniej od niego i pracowała 5 lat krócej – doliczmy więc panu Jerzemu odpowiednio wyższe zarobki i dodatkowe lata – wychodzi 423 tys. zł uzbieranego kapitału. Patrzymy na tablicę GUS i dla wieku 65 lat widzimy, że jego kapitał musimy podzielić przez 219,6 (tyle miesięcy przeżyje statystyczny Polak, która ma dziś 65 lat) – wychodzi 1926,22 zł. Drobna różnica, prawda? Można powiedzieć – kto pracował więcej, ma więcej. Ale czy pani Anna nie powinna mieć stworzonych takich samych warunków, jak pan Jerzy?

„W obronie polskich kobiet”

Na różnicę między sytuacją kobiet i mężczyzn zwróciły uwagę instytucje europejskie. A dokładniej na wprowadzenie tego zróżnicowania wśród sędziów, co może ułatwić wymianę kadr w sądownictwie, o co toczy się obecnie główny bój na arenie polskiej władzy. Już w lipcu tego roku wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans zwrócił uwagę, że niższy wiek przechodzenia w stan spoczynku dla kobiet-sędziów narusza unijne przepisy antydyskryminacyjne. Wiceprzewodniczący nie cieszy się wśród zwolenników PiS szczególnym poważaniem, zaraz więc w sprawie jego słów wypowiedziała się „Solidarność”, która stanęła „w obronie polskich kobiet”. Do Komisji wysłane zostało pismo z prośbą o przedstawienie oficjalnego stanowiska, a pod polskim przedstawicielstwem KE w Warszawie zorganizowany został protest, podczas którego związkowcy grzmieli, że Komisja jest „przeciw obniżeniu wieku emerytalnego w Polsce” zapominając, że wątpliwości zostały zgłoszone jedynie do jego zróżnicowania ze względu na płeć.

KE wyjaśnia i prosi o wyjaśnienia

Odpowiedź przyszła od unijnej komisarz do spraw zatrudnienia Marianne Thyssen i komisarz ds. równości płci Very Jourovej. W liście, który został również skierowany do rządu, Komisja zwróciła się z prośbą o wyjaśnienie motywów, jakimi kierował się ustawodawca wprowadzając ponownie różny wiek emerytalny dla obu płci. Wskazał również na fakt, że równe traktowanie kobiet i mężczyzn jest jednym z podstawowych praw, które w Unii powinny być bezwzględnie przestrzegane i obecnie Polska jest jedynym krajem UE, który takie zróżnicowanie wprowadził. Pozostałe albo już mają równy wiek emerytalny, albo właśnie jest on zrównywany (jak to miało też miejsce w Polsce przed 1 października 2017). Tym samym obalony został jeden z argumentów rządzących, którzy na użytek krajowego dyskursu wskazywali, że zróżnicowanie to jest stosowane w wielu krajach europejskich.

Strona rządowa w Polsce ma również cały pakiet wyjaśnień, jednak nie za dużo w nich realnych argumentów. Podstawowym jest stwierdzenie, że wcześniejsze przejście kobiet na emeryturę, to jedynie „możliwość”, a nie nakaz. Brzmi dobrze, choć ze statystyk wiadomo, że ponad 80% osób przechodzi na emeryturę w pierwszym możliwym dla nich roku. ZUS do połowy listopada 2017 (a więc półtora miesiąca od wejścia w życie nowych przepisów) otrzymał 336 tys. wniosków o przejściu na emeryturę. Większość z nich, to kobiety. To o kilka tysięcy więcej niż rząd zakładał do końca roku. Ponieważ dziennie ZUS otrzymuje 1-2 tys. nowych wniosków do końca grudnia rządowe szacunki zostaną znacząco przekroczone.

Kapitał opiekuńczy

Kolejne wyjaśnienia rządu, to już bardziej poglądy, niż argumenty. Jednym z nich jest „tradycja”, która nakazuje „oszczędzać kobiety”, jako rodzicielki. Tradycja ta miała rzeczywiście sens kilka dekad temu, gdy praca większości ludzi była wyczerpująca fizycznie, a kobiety rodziły po kilkoro dzieci i same się nimi zajmowały, co było normą. Jednak dziś ani praca nie jest już tak ciężka, ani rodziny tak wielodzietne, a opiekę nad nimi coraz częściej sprawują obydwoje rodzice. Jeśli do tego dodamy statystyki, z których wynika, że kobiety żyją w Polsce kilka lat dłużej niż mężczyźni tłumaczenie się tradycją wiele sensu nie ma.

Najciekawszy argument zaprezentowała jednak minister Elżbieta Rafalska, która stwierdziła, że Przywrócenie wieku emerytalnego dla kobiet to uwolnienie kapitału opiekuńczego dla rodziny. I wreszcie wszystko stało się jasne. W całej tej zmianie nie chodzi o żadne przywileje dla kobiet, ale o „tradycyjny model rodziny”. Kobieta lepiej, żeby nie pracowała za dużo, bo jest potrzebna w domu. Po co dofinansowywać żłobki czy budować przedszkola? Dziećmi może zająć się babcia – w wieku 60 lat ma jeszcze sporo sił aby móc to robić. A, że swojej emerytury dostanie tysiąc złotych, to co rząd obchodzi? Przecież może zamieszkać ze swoimi dziećmi – wyjdzie taniej, a „kapitał opiekuńczy” wykorzystany będzie optymalnie.

Maciej Pokrzywa 

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…