Wicehrabia Patryk de Jaki
POZYCJA: Wiceminister Sprawiedliwości, przewodniczący sejmowej komisji weryfikacyjnej ds. reprywatyzacji. Hatakumba polskiej polityki.
HISTORIA: Mitem założycielskim Patryka Jakiego w polityce jest obraz „zwykłego chłopaka z blokowiska”. Opozycja go wyśmiała, ale szybko przekuł to w zaletę pozując na „przedstawiciela gminu”. Życie zawodowe szybko związał z polityką. Zaczynał skromnie – po wstąpieniu do Forum Młodych PiS był członkiem gabinetu politycznego wojewody opolskiego, a później asystentem eurodeputowanego Ryszarda Legutki. Ponieważ ojciec był opolskim urzędnikiem i miał dobre relacje z należącym do PO prezydentem Opola, Jaki postanowił spróbować szczęścia z Platformą i z jej ramienia dostał się w 2006 roku do Rady Miasta. PO szybko pożałowała swojego nowego nabytku. Jaki rozbił klub w radzie w ciągu kilku tygodni, po czym wrócił do PiS.
Już w ramach Pislandzkiej rodziny dostał się do Sejmu w 2011, co zawdzięczał wsparciu Zbigniewa zwanego Ziobrą. Stąd też, gdy Ziobro doprowadził do rozłamu w łonie Pislandii, Patryk poszedł za swoim mentorem i stał się jednym z najzagorzalszych zwolenników jego frakcji. Z jej ramienia startował w elekcji do Parlamentu Europejskiego, ale jak cała jego partia – poniósł klęskę. Po tej nauczce Ziobro przeprosił się z Jarosławem Wielkim i cała frakcja wróciła na łono Zjednoczonej Prawicy.
DOKONANIA: Wraz z odrodzeniem Pislandii w 2015 Jaki dostał wreszcie szansę na swój pierwszy poważny tytuł. Polityk z Opola liczył wprawdzie na księstwo sportu, jednak musiał zadowolić się tytułem wicehrabiego, ale za to w znacznie bardziej prestiżowym resorcie sprawiedliwości. Choć nie jest prawnikiem okazał się bardzo przydatny ze względu na swoją „medialną sprawność”. Jaki jest też mistrzem tzw odwracania kota ogonem i każdą wpadkę czy błędną decyzję szybko tuszuje. Jest przy tym bezczelny i zupełnie nie obchodzi go, czy mówi prawdę czy podaje fakty wyssane z palca lub przeinaczone. A jak zostanie na tym przyłapany, to albo zmienia temat, albo ostentacyjnie przeprasza – kolejny sukces, „bo inni nie potrafią przepraszać”.
Jednym z pierwszych jego wyczynów było grożenie postępowaniem dyscyplinarnym sędzi, która prowadziła przeciw niemu sprawę. Ziobrze podsuwał zmanipulowane statystyki z niemieckiego Trybunału „udowadniające lenistwo” polskiego TK. A przecież to właśnie po przejęciu tej instytucji przez PiS liczba rozpatrywanych spraw drastycznie spadła. To on mówił o konstytucji Łotwy, że ustanawia wybór sędziów przez parlament, choć tak naprawdę izba tylko ich zatwierdza. Natomiast o pośle Kropiwnickim powiedział, że prowadzi agencję towarzyską, za co później przepraszał. Atakując WOŚP i Owsiaka skłamał, że pieniądze ze zbiórki pójdą na Przystanek Woodstock, dorzucił też, że wesprze akcję, jak „Owsiak rozliczy się z pieniędzy i pokaże wszystkie faktury”, choć przecież dostęp do wszelkich rozliczeń minister ma. Natomiast rodziców zmarłej Amelki, którzy stanęli w obronie Owsiaka oskarżył o „granie na śmierci własnego dziecka”…
Kariera Jakiego tylko z pozoru przypomina wygnanego z PiS Misiewicza. Jaki mówi dużo i często bez sensu, ale oprócz tego dużo działa i przede wszystkim nie jest bezradny wobec krytyki. Zawsze ma jakiegoś asa w rękawie. Obecnie najwięcej bryluje dzięki szefowaniu w komisji weryfikacyjnej, która zajmuje się nieprawidłowościami w reprywatyzacji w Warszawie. Tu jednak Jaki stąpa po cienkim lodzie, ponieważ co chwilę okazuje się, że błędne i niesprawiedliwe w skutkach decyzje często sięgają czasów administracji Lecha Kaczyńskiego.
Jest też minister autorem pomysłu rejestru osób skazanych za przestępstwa na tle seksualnym, który w mediach zaistniał jako „rejestr pedofili”. Sprawa jest dość wątpliwa prawnie, na dodatek okazało się, że dziwnym trafem nie objęła żadnego z księży skazanych za takie przestępstwo. Minister odtrąbił sukces po tym, jak „odnaleziono” domniemanego pedofila na publicznym stanowisku. To, że później okazało się, że nie był pedofilem, w mediach już się nie przebiło.
Najnowszym wyczynem ministra jest nowelizacja ustawy o IPN, która ma umożliwić ściganie tych, którzy niezgodnie z prawdą oskarżą Polskę lub Polaków o udział w zbrodniach II wojny światowej. Ustawa przewiduje nawet do 3 lat więzienia i obejmować ma także niepolskich obywateli. Nie wiadomo tylko jak mieliby być stawiani przed polskie sądy. Pomijając ten techniczny szczegół ustawa wywołała obawy i protesty w Izraelu, USA i na Ukrainie, może bowiem blokować dyskusję na temat zbrodni z udziałem Polaków, a przecież takie też się zdarzały. Kryzys dyplomatyczny PiS znów tłumaczy „niezrozumieniem” nowych przepisów. W mediach rozgorzała natomiast nagonka na zachowanie Izraela wraz z przyzwoleniem na wypowiedzi jawnie antysemickie. Nie pomogły nawet orędzia samego premiera, zwłaszcza, że doszło w nich do skandalicznych pomyłek. Zaniepokojenie pojawiło się także w szeregach PiS, ale niezrażony Jaki odpowiedział ze zwyczajową u niego pewnością siebie: czasem w polityce zagranicznej jest tak, że gdy wystąpi spór pomiędzy jednym a drugim państwem, zdarza się, że winna jest Polska. Ale zdarza się również tak, że coś się wydarzy bez winy Polski. Tak się składa, że od dwóch lat, odkąd rządzi PiS Polska jest bez winny i zawsze ma rację. Czy to słowa przyszłego szefa dyplomacji?
SŁYNNE SŁOWA PATRYKA: Dla tych bydlaków powinna być kara śmierci. Choć dla tego konkretnego przypadku przywróciłbym również tortury – to słowa Jakiego o gwałcicielach z Rimini. Gdy w tym samym czasie doszło do zbiorowego gwałtu w Łodzi, w wyniku którego poszkodowana kobieta zmarła, wicehrabia nie był aż tak oburzony. Ale to kwestia jego poglądu na temat muzułmańskich uchodźców i imigrantów, o których mówił też w kontekście działań UE: Zamiast zająć się napływem islamskiej zarazy, zajmują się stanem praworządności w Polsce.
SŁYNNE SŁOWA O PATRYKU: W normalnym państwie ten pan po godzinie nie byłby już wiceministrem sprawiedliwości – te słowa Andrzeja Zolla krótko streszczają opinię na temat kompetencji formalnych i moralnych Jakiego do zajmowanych funkcji. W świecie Pislandii są największym z komplementów.
Maciej Pokrzywa