Łatwopalna

Nikt nie zauważył, gdy opuszczała dom tego feralnego wtorkowego popołudnia 1 marca 2011 roku. Wyszła z mieszkania przy Nabielaka 9, który jej ojciec odbudowywał po wojnie własnymi rękami, by nigdy już do niego nie powrócić. Nie widziały jej kamery monitoringu, przypadkowi przechodnie, kierowcy autobusów, tramwajów, taksówek. O 13.07 weszła do banku i podjęła z konta 900 złotych z okrojonej przez komornika emerytury. Ściągał należność za niezapłacony czynsz, który nowy właściciel podniósł dziesięciokrotnie. Do domu wróciła pieszo. Zrobiła herbatę i zaczęła przygotowywać obiad: wyjęła mięso, na patelnię wylała olej.

I tu urywa się ślad. Wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dwóch godzin jej 64-letniego życia, pozostanie na zawsze tajemnicą.

Nad Lasem Kabackim dzień chylił się ku zachodowi. Na polanie biesiadowała grupa przyjaciół. Oni też nic nie słyszeli i nie widzieli, gdy kilkaset metrów od nich rozgrywał się dramat. Wiadomo, że żyła, gdy jej ubranie ogarnęły płomienie – biegli w płucach odnaleźli ślady sadzy. Czy można umierać, paląc się żywcem, w całkowitej ciszy? Nie była odurzona alkoholem, ani żadnymi środkami. Na jej ciele nie odnaleziono śladów duszenia, pobicia, czy krępowania. Nafta, którą nasączona była kurtka, pali się inaczej niż benzyna: mniej intensywnie, lecz dłużej. Z człowieka zostaje tylko popiół. Idealny sposób na zatarcie wszelkich śladów. Gdy o 16.45, zaalarmowana telefonem przypadkowego spacerowicza, grupa dochodzeniowo-śledcza przybyła na miejsce, znalazła w pobliżu tylko torebkę z rzeczami, które pomogły ją później zidentyfikować. Nie znaleziono butelki po nafcie. Kto ją zabrał?

Teczkę sprawy założono następnego dnia, a 3 marca prokurator wszczął śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci NN kobiety (z art. 155 k.k.). Taką kwalifikację stosuje się wtedy, gdy zachodzi podejrzenie, że śmierć człowieka jest nieszczęśliwym wypadkiem. Na przykład: ktoś mógł niechcący podstawić jej nogę, a ona przypadkiem wpadła do ogniska. Zresztą, zaraz po identyfikacji ciała zaczęto podejrzewać samobójstwo, jakoby związane z jej rosnącymi długami za czynsz mieszkaniowy. Odkrycie, że ofiarą jest zasłużona działaczka ruchów lokatorskich, która naraziła się wielu osobom prowadzącym szemrane interesy, nie wpłynęło na przebieg śledztwa.

To, że sprawcy mogli być znani ofierze narzucało się właściwie do razu. W mieszkaniu nie było śladów walki, nic nie zginęło. Kolejną tajemnicę stanowi los jej aparatów słuchowych, wartych ok. 5 tys. złotych. Zniknęły. Nie mogły spalić się, nie zostawiwszy śladu. Policja sprawdzała aukcje internetowe – bez rezultatu. Czy wypadły jej podczas szarpaniny w samochodzie? Zaginęła też jej karta miejska z zakodowanym biletem ulgowym. Wiadomo tylko, że już nikt nigdy jej nie użył.

15 kwietnia badania DNA potwierdziły, że ciało z Lasu Kabackiego to ona. Potrzeba na to było aż pięć tygodni, zamiast zwyczajowych dwóch. Pobrane z jej domu przedmioty, mające służyć jako materiał porównawczy, podobno zaginęły w komendzie policji. Tej samej, gdzie miesiąc wcześniej strzelił sobie w głowę młody policyjny laborant. Ten sam, który badał próbki pobrane z jej mieszkania. Znaki zapytania wciąż się mnożyły, a prokuratura i policja były bezradne. Po roku, 2 kwietnia 2012 roku, śledztwo przejęła Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Po upływie kolejnego roku, 8 kwietnia 2013 roku, wobec niewykrycia sprawców, umorzono śledztwo, dopiero wówczas zmieniając kwalifikację czynu o podejrzenie zabójstwa (art. 148 k.k.). Przez 770 dni prokuratura razem z policją nie ustaliły w zasadzie nic. Popełniono za to masę błędów, widocznych nawet osobom nie mającym specjalnej wiedzy kryminalistycznej. W trakcie pierwszych dni po zidentyfikowaniu zwłok funkcjonariusze nie zabezpieczyli śladów na rzeczach należących do zmarłej, nie pobrali śladów daktyloskopijnych z jej mieszkania. Dopiero 24 marca, na żądanie prawniczki, wynajętej przez córkę zmarłej, zabezpieczono nagrania z kamer monitoringu – część była już skasowana. Z czasem okazało się, ze z akt sprawy zniknęły bilingi około 50 osób, które się z ofiarą kontaktowały. Nie zabezpieczono nawet niezwykle ważnej informacji, czyje telefony logowały się w pobliżu miejsca zbrodni. Jednak największym błędem śledczych było zlekceważenie możliwości udziału w zbrodni człowieka, który w 2006 roku przejął kamienicę, w której mieszkała zmarła i zmienił jej życie w piekło – Marka Mossakowskiego. Dopiero po dwóch latach śledztwa policja wpadła na pomysł zbadania jego samochodu. Okazało się, że dwa dni po zabójstwie samochód Mossakowskiego uczestniczył w kolizji, w wyniku czego „uległ całkowitemu zniszczeniu”, po czym trafił do mechanika, a stamtąd do nowego właściciela. Śladów zmarłej w nim nie odnaleziono.

Od dnia pogrzebu, każda rocznica śmierci Jolanty Brzeskiej, były protestem przeciwko zaniechaniom i bezczynności policji oraz prokuratury. Sama zaś Jolanta Brzeska, stała się dla kamieniczników groźna dopiero po śmierci – jako symbol ruchów lokatorskich w całej Polsce.

Problemy reprywatyzacyjne w całości przypisuje się PO, a ich znakiem rozpoznawczym stała się Hanna Gronkiewicz-Waltz, której mąż sam stał się współwłaścicielem jednej z reprywatyzowanych, warszawskich kamienic. Prawda jest jednak bardziej złożona. W rzeczywistości wszystkie opcje polityczne były przeciwko działaniom ruchów lokatorskich: nie tylko w Warszawie, ale także w Poznaniu, Krakowie, Łodzi. W 2006, gdy Warszawą rządził PiS, na stanowisko zastępcy dyrektora Biura Gospodarki Nieruchomościami został zatrudniony Jakub Rudnicki, który sam przejął budynek przy ul. Kazimierzowskiej, niemal w centrum Warszawy. Rudnicki był jednym z urzędników, którzy odmówili przekazania mediom informacji o skali reprywatyzacji w Warszawie.

16 sierpnia 2016 roku Andrzej Duda podpisał tzw. mała ustawę reprywatyzacyjną. Nie rozwiązuje ona jednak problemów prywatnych mieszkań w uwłaszczonych kamienicach. Warto też przypomnieć, że wiele zwrotów kamienic (w tym kamienica przy Nabielaka 9, gdzie mieszkała Jolanta Brzeska), zostały podpisane przez rządzącego miastem komisarza wyznaczonego przez PiS. Trudno więc cały problem reprywatyzacyjny, nagłaśniany obecnie przez PiS, przypisywać wyłącznie rządom PO.

Wszystkie państwa z bloku komunistycznego już dawno uporały się z przeszłością. Zabrane majątki oddawano w naturze lub w formie odszkodowań. Wszystkie – poza Polską. Tu reprywatyzacja wciąż jest polem szemranych interesów i – jak się okazuje – także powodem zabójstw. 19 sierpnia 2016 roku Prokurator Generalny Zbigniew Ziobro zadecydował o wznowieniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej. Ruchy lokatorskie zapowiedziały monitorowanie śledztwa oraz pilnowanie, by nie było wykorzystywane do celów politycznych. To właśnie jesteśmy winni Jolancie Brzeskiej.

Na podstawie: Piotr Nowak, Robert Ciszewski, „Wszystkich nas nie spalicie”, Trzecia Strona, Warszawa 2016

DWŻ

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…