U jak Upiory

Jarosław Kaczyński od siedmiu lat mentalnie tkwi wśród grobów i zmarłych. Poległych – jak woli mawiać. Upiorów zatem, dodajmy. Bo jeśli są to ludzie przez oponentów Kaczyńskiego zamordowani i dotąd niepomszczeni – to zgodnie z tradycyjnymi wierzeniami, jeszcze nas nie opuścili. Przez te upiory nękające Jarosława wszystko się w Polsce poprzewracało. Otóż jego partia uwierzyła, że poza zwykłym sprawowaniem władzy ma do wykonania misję: stworzyć nowe „prawo”, które pozwoli zaprowadzić wreszcie „sprawiedliwość”. Sprawiedliwość społeczną – szemrze usypiająco propaganda rządowa, cynicznie rozgrywając obecne w społeczeństwie nastroje rozgoryczenia. A tak naprawdę – prywatną. Przecież o planach wendetty JK snuje monolog od lat siedmiu, i wszyscy wiemy, że chce powsadzać do więzień „prawdziwych” sprawców katastrofy smoleńskiej. Teraz do opinii publicznej dotarła rzecz nowa, dotychczas głębiej przez prezesa PiS skrywana.

Otóż 18 lipca – gdy zaczęły się mnożyć protesty w obronie wolnych sądów – upiory nękające Jarosława Kaczyńskiego spektakularnie wyszły z ukrycia, podczas sejmowej debaty nad projektem ustawy o Sądzie Najwyższym. Wszystko, co jeszcze żywe było wczoraj, nagle zwiędło […]. Tąpnięcie miało miejsce na oczach wszystkich, którzy gapili się w telewizory, było szokiem, tak jakby piorun strzelił w kopułę sali obrad sejmu. To było tylko 17 sekund, bo tyle trwał stek obelg, kiedy Jarosław Kaczyński stracił głowę i odsłonił się. Wszyscy mogli obejrzeć, kim jest – opowiadał na łamach „Gazety Wyborczej” kilka dni później reżyser Kazimierz Kutz. Przez 17 sekund zafundował sobie ścieżkę własnego rozkładu, a w konsekwencji i upadku – skwitował swoje obserwacje.

Mnożą się głosy, że upadku tego Jarosław Kaczyński zwyczajnie chce i szuka. Jak pisze brutalnie Ziemowit Szczerek na swoim blogu: Robi się nie tylko głupio i śmiesznie. Robi się niebezpiecznie, bo skrajni i paranoiczni prawicowcy, zamieniający czego się tkną w tragedię i robiący wszystko, jak bajkowy głupi Jasio, dokładnie na odwrót, przeciwskutecznie, niż chcą – to naprawdę rozszerzone samobójstwo. Dyrygowane przez zepsuty nadajnik, którego fale odbierają jego akolici: Jarosława Kaczyńskiego. Od upiorów i zemsty do lontu i samobójstwa – tę sekwencję historia zna aż zbyt dobrze. Literatura piękna także. Nie szukając daleko, można w ślad za publicystą Andrzejem Krajewskim powiedzieć: Kaczyńskiego dotknął syndrom Wołodyjowskiego – który realizując swoje przeznaczenie musiał z garstką zwolenników wysadzić się z twierdzą kamieniecką w powietrze. Wszystko dla Ojczyzny, jednak nie samotnie.

Upiory budzą się, gdy rozum śpi. Tę starą prawdę swego czasu pięknie zilustrował hiszpański malarz Francisco Goya na sławnej rycinie, stworzonej między 1797 a 1798 r. Dodajmy, że to było kilka lat po wybuchu rewolucji francuskiej, gdy Europa zmieniała się dosłownie w oczach. Dziś znów przechodzi konwulsje. Trudno się dziwić, że w dusznej atmosferze, u boku owładniętego pasją śmierci Kaczyńskiego już nawet świta prezesa widzi upiory. Oto senator PiS Waldemar Bonkowski (w czasie senackiej debaty nad ustawą o Sądzie Najwyższym – gdy próbowano dobić niezależność polskiego sądownictwa) obwieścił zebranym o swoim pozaziemskim odkryciu: Powiem wam o jeszcze jednej rzeczy. Jestem niesamowicie zdumiony. Ja obserwuję, kto tam chodzi na te demonstracje. Tam chodzą stare upiory bolszewickie, ubeckie wdowy chodzą, oczadzeni chodzą i chodzą jeszcze pożyteczni idioci – powiedział senator. Tym samym dał świadectwo, że jego rozum śpi na pewno. Zaś protestujący na ulicach radośnie podchwycili słowa Bonkowskiego. Opozycję „upiory bolszewickie” cieszą. Zwłaszcza młodą.

Monika Piotrowska-Marchewa 

 

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…