Rozbrajanie polskiej armii

Tekst powstał na podstawie książki Juliusza Ćwielucha „Generałowie. Niewygodna prawda o polskiej armii”, Wielka Litera, Warszawa 2017

Lata temu w wojsku żartowano, że „musztrą i wuefem wygramy z NRF-em”. Dziś całkiem na poważnie chcemy stworzyć żołnierzy po 26-dniowym przeszkoleniu wojskowym w Wojskach Obrony Terytorialnej (WOT). Kto za ten stan odpowiada? Dlaczego większość ważnych decyzji utyka w fabryce kurzu, jak złośliwie jest obecnie nazywany Sztab Generalny? Dlaczego polska armia jest dziś w tak złej kondycji?

Po niespełna 2 latach rządów ministra Macierewicza z wojska odeszło – lub musiało odejść – wielu wybitnych oficerów. Odeszli, bo mieli własne zdanie. Bo nie zgadzali się z pomysłami, które ich zdaniem urągały logice, albo łamały prawo. Wielu z nich zgromadziło się w Fundacji Stratpoints, której pomysłodawcą i założycielem jest generał Mirosław Różański. Fundacja jest na tyle solą w oku MON, że firmy z sektora zbrojeniowego dostały zakaz kontaktu z nią.

Antoni Macierewicz, jako szef MON, nie miał oporów przed wyrzucaniem z wojska kompetentnych ludzi i zastępowaniem ich takimi, których główną cechą była uległość, bo wiedział, że jedynym testem dla wojska jest wojna. Dlatego program modernizacji nie jest realizowany, a kadra znajduje się w rozsypce. WOT powstaje kosztem wojsk operacyjnych, a wszystko to widać
w wydatkach: w 2017 roku na kontakty zagraniczne armia dostała jedynie 16 proc. środków przewidzianych w roku poprzednim. Jak twierdzi generał Różański, jest to bardzo czytelny sygnał: nie ma pieniędzy na uczenie się od najlepszych. Koniec z otwarciem, z wymianą doświadczeń, bo taki budżet oznacza, że o 4/5 zmniejszamy aktywność zagraniczną, gdyż z tych środków były finansowane wszystkie ćwiczenia zagraniczne, czy wyjazdy żołnierzy na sympozja, bądź seminaria.

Wpływa to bezpośrednio na pozycję Polski w NATO. Wcześniej Polska była wymieniana jako nieformalny członek „klubu Big Six”, czyli sześciu państw, których głos najbardziej liczy się w strukturach natowskich. Mieliśmy tę pozycję, ponieważ więksi gracze uznali, że możemy skupiać państwa z regionu i być pośrednikami w kontaktach np. z Litwą, czy Węgrami. Po tym, jak skłóciliśmy się z niemal całą Unią, jesteśmy na marginesie Sojuszu. Z rotacyjnej obecności w Polsce właśnie zrezygnowali Kanadyjczycy. Wszystko odbyło się po cichu, bo MON starało się nie nagłaśniać tego wątpliwego sukcesu.

Obecnie w polskiej armii wszystko właściwie jest postawione na głowie. Największy kontrakt podczas ubiegłorocznych targów – Międzynarodowym Salonie Przemysłu Obronnego podpisany został z WOT, które było oczkiem w głowie ministra Macierewicza, a nie z regularną armią. Generał Wiesław Kukuła, szef WOT, publicznie twierdzi, że żołnierze WOT będą w stanie po ok. 4 tygodniach szkolenia podjąć działania przeciwko Specnazowi, choć jeszcze niedawno, przed zmianą rządów, tłumaczył, że trzy lata ciężkiego treningu to absolutne minimum, by polski żołnierz mógł sprostać wojennym zadaniom. Nie powinno więc dziwić, że to właśnie WOT dostał najnowszej generacji karabinki GROT, a polska armia, niemal 30 lat po transformacji, nadal w dużej mierze bazuje na sprzęcie poradzieckim, którego wartość w większości trzeba liczyć w cenie złomu.

Można powiedzieć, że plan Macierewicza przez niemal dwa lata konsekwentnie zmierzał do tego, byśmy mieli dwie armie: jedną źle wyszkoloną, a drugą źle wyposażoną. Plan udało się zrealizować w 100 proc. Do tego brak właściwie systemu centralnego kierowania obroną państwa: policja nie współpracuje z wojskiem, a wojsko ze Strażą Pożarną i Strażą Graniczną. Dlatego też w symulacji komputerowej, na której ćwiczą działania wojenne polscy żołnierze, wojnę przegrywamy w cztery godziny. Przez tyle czasu jest w stanie obronić nas dziś nasza armia. W 1939 roku nasze lotnictwo przez 4 dni utrzymywało przewagę na niebie. Dziś wszystkie polskie siły powietrzne według symulacji z 2015 roku zostaną zniszczone w 4 godziny. I sytuacja za min. Macierewicza się nie poprawiła, ponieważ zrezygnował on z zakupu maszyn tankujących dla F-16, co uniemożliwia wykorzystanie pełni możliwości bojowych tych maszyn.

Tak kończy się obrażanie partnerów zagranicznych i brak współpracy między resortami oraz niewyciąganie wniosków z błędów. Te porażki trzeba będzie naprawiać latami.
A nowy szef MON, Mariusz Błaszczak, jak na razie, nie podjął jeszcze planu naprawczego.

Dorota Wojciechowska-Żuk  

 

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…