Wolontariat to nie jest „praca za darmo”. Wywiad z Maciejem Wiśniewskim

Dekoder: Jesteś członkiem Stowarzyszenia Tratwa, jak również przedstawicielem organizacji pozarządowych we Wrocławskiej Radzie Organizacji Pożytku Publicznego. Do tego na co dzień pracujesz z młodymi ludźmi w projekcie „Moje Miejsce”. Czy mógłbyś pokrótce opowiedzieć naszym czytelnikom, czym się tam zajmujesz?

Maciej Wiśniewski: Pracujemy, uczymy się i zaprzyjaźniamy. Zależy nam na podniesieniu świadomości obywatelskiej, wzbudzeniu zaangażowania w życie lokalnej społeczności.

Jednocześnie uczymy pracy metodą projektową: od wyznaczenia celu, przez określenie zasobów, po ewaluację działań. Są to ludzie w wieku 14-19, młodzi dorośli. Choć często mam wrażenie, że może w niektórych kwestiach wielu dorosłych mogłoby się od nich uczyć.

D: W projekcie „Moje Miejsce” zajmujesz się m.in. podnoszeniem zaangażowania społecznego młodych ludzi. W jaki sposób?

M.W: Na podstawie indywidualnych zainteresowań członków kreujemy różne działania. Ostatnio były to mini-warsztaty kulinarne, które kilku naszych chłopaków przeprowadziło dla podopiecznych MOPSu, dzieci z pieczy zastępczej. Poprzednio były to warsztaty taneczne, tworzenie radia internetowego, czy wspólna realizacja wydarzeń kulturalnych, jak koncert, czy wernisaż fotografii.

W „Moim Miejscu” staramy się najpierw nauczyć czegoś tak, by następnie nasi uczestnicy mogli tę wiedzę przekazywać dalej.

D: Czy społecznikiem trzeba się urodzić, być człowiekiem z pasją, czy też można wykształcić w sobie te umiejętności? Czy jest nam potrzebna edukacja w tym zakresie?

M.W: W Polsce mamy do czynienia z wypaczeniem znaczenia słowa „wolontariat” jako „praca za darmo”. Wolontariat zawsze coś powinien nam dawać – dobre samopoczucie, dodatkową wiedzę, doświadczenie, albo wpływ na otaczający nas świat. Każdy ma inne potrzeby. W szkołach brakuje zajęć, które by tę świadomość wagi współpracy podnosiły. Wiedza o społeczeństwie jest ograniczona w liceach ogólnokształcących do jednego roku.

D: To prawda – zaniedbujemy od najmłodszych lat ten obszar naszej działalności. A jak Ty odkryłeś w sobie „żyłkę społecznikowską”? Jak to się zaczęło?

M.W: Do pierwszej organizacji pozarządowej trafiłem przypadkiem, gdy w 2012, po studiach socjologicznych, szukałem pracy. Wspólnie z fantastycznymi artystami i młodymi przedsiębiorcami założyliśmy Spółdzielnię PANATO. Rok później zaangażowałem się w obronę Wyspy Słodowej przed „wyprzedażowymi” zakusami urzędników i na fali prób budowania dialogu między aktywistami i miastem trafiłem do Fundacji Dom Pokoju, a stamtąd do Stowarzyszenia TRATWA.

D: NGO’sy, organizacje pozarządowe, to ważny obszar działalności każdego społeczeństwa. Czy mógłbyś naszym czytelnikom przybliżyć dlaczego?

M.W: W demokratycznym ładzie gospodarczym wyróżniamy trzy sektory: publiczny, prywatny i pozarządowy. Ten ostatni tworzą ludzie, którzy z własnej inicjatywy są bardzo zaangażowani w sprawy lokalne, kulturalne, czy też naukowe. Wierzę, że powierzając środki publiczne takim osobom, jesteśmy w stanie otrzymać lepsze efekty. Każdy z trzech sektorów i współpraca między nimi, są niezmiernie potrzebne w dobrze funkcjonującej demokracji.

D: Przeciętny Duńczyk jest zaangażowany w działalność przynajmniej trzech organizacji społecznego pożytku. U nas ludzie wolą zajmować się swoimi sprawami. Jak myślisz – z czego to wynika?

M.W: Nie powinno to zaskakiwać biorąc pod uwagę, że w programie Liceum Ogólnokształcącego lekcji religii jest trzy razy więcej niż WOS-u. Polacy nie widzą przełożenia między wyborami, a działaniami rządzących, między działaniami rządzących, a naszym życiem codziennym. Na szczęście ta świadomość społeczna rośnie. Miałem przyjemność prowadzić niedawno warsztaty z pracy projektowej w CK Agora i tych aktywistów jest co raz więcej – w różnym wieku.

D: Jak we Wrocławiu wygląda współpraca między organizacjami pozarządowymi?

M.W: Dobrze, ale jeszcze wiele przed nami do zrobienia. Właśnie przystępujemy do prac zainicjowanych m.in. przez Dolnośląską Federację Organizacji Pozarządowych „Wrocław Miastem Dialogu”, w trakcie których chcemy uporządkować cele i odpowiedzialności różnych organów wiążących NGO’sy.

Na poziomie nieformalnym współpraca układa się najczęściej wręcz wzorcowo i pora przenieść ją na wyższy szczebel.

D: Rozmawialiśmy niedawno o zmianach, które czekają organizacje pozarządowe. Czy mógłbyś szerzej rozwinąć ten temat, jako osoba, która jest z organizacjami pozarządowymi blisko, bo zawodowo, związana?

M.W: Nowa władza, jakby w myśl zasady TKM, rozpisuje konkursy pod kątem swojej polityki, nie bacząc na rozwój społeczeństwa obywatelskiego.

Prawicowe media, w tym telewizja publiczna, coraz częściej szerzą niedopowiedzenia i pogłoski na temat organizacji pozarządowych, które mają wieloletnie doświadczenie, ugruntowaną pozycję i bezdyskusyjne dokonania w zakresie edukacji obywatelskiej.

Niestety potwierdzają się obawy, które przedstawiałem w przemówieniu KODu na Placu Solnym na początkiem tego roku: PiS burzy podstawy zaufania społecznego do organizacji pozarządowych.

D: Chodzi o to, by te organizacje zdyskredytować?

M.W: Tak, pod różnymi zarzutami, oczywiście przede wszystkim wszędobylskiego układu.

Nie dajmy sobie wmówić, że występowanie we władzach jakiejś organizacji cenionych profesorów rangi Zolla czy Strzembosza, jest dla niej ujmą.

Nie ma też nic dziwnego, że mądrzy ludzie, którzy działają społecznie, zajmują później także funkcje publiczne. To po prostu konsekwencja ich pracy. Zburzenie zaufania do organizacji pozarządowych jest potrzebne, aby w przyszłości wycofać się z finansowania różnego rodzaju projektów i przenieść ich realizację do instytucji państwowych, a to oznacza więcej miejsc pracy dla swoich „Misiewiczów”.

D: Jesteś także związany z działalnością dolnośląskiego oddziału KODu. Czy można nazwać Cię „człowiekiem KODu”?

M.W: Na pewno staram się być człowiekiem demokracji. W organizacjach pozarządowych realizuję się współtworząc „Moje Miejsce” i „Turniej Piłki Nożnej Przeciwko Rasizmowi”. Działalność na rzecz społeczności lokalnej to także – chcąc nie chcąc – polityka. Od pół roku jestem członkiem Zarządu Nowoczesnej w Kole Wrocław. Organizuję debaty z mieszkańcami i spotkania z aktywistami miejskimi.

Krytyczne oczy aktywistów miejskich widzą często więcej, niż oczy urzędników, lecz z drugiej strony do pokonania jest cała masa ograniczeń legislacyjnych i budżetowych. Trzeba sobie zdawać z tego sprawę i dokonywać mądrych wyborów przy urnie.

D: Łatwiej więc działać na rzecz demokracji w klubie partyjnym, czy w organizacji pozarządowej?

M.W: Obie sfery są niebywale ważne i zarazem nie do porównania: lokalna oddolność i legislacyjna sprawczość. Łatwo sobie to wyobrazić na przykładzie uchwały o dofinansowaniu in vitro, której jestem zwolennikiem- jako Koło mogliśmy zainicjować jej powstanie i szybko doprowadzić do procedowania w Urzędzie Miejskim. Działając na różnych polach lokalnie, wiem też jak ważna to kwestia dla wrocławian.

D: KOD od niedawna jest stowarzyszeniem. Masz jakieś rady dla koordynatorów, liderów w związku z tym? Czego unikać, jak działać, by było dobrze?

M.W: Przede wszystkim dbać o jedność.

Członkowie stowarzyszeń łączą się dookoła określonych celów, ale jednocześnie każdy ma swoją wizję ich realizacji. W tej różnorodności siła. Młode organizacje bez potężnych budżetów, a taki jest regionalny KOD, łatwo jest skłócić wewnętrznie.

D: Na pewno jest to trudne zadanie dla stowarzyszenia, które łączy ludzi „od lewicy do prawicy”.

M.W: To właśnie w różnorodności jest siła! Myślę, że demokracja, której bronimy już dawno została zdefiniowana. Jeszcze zdążymy się pokłócić o system podatkowy, związki partnerskie, pracujące niedziele, etc. Teraz czas na działania, które utrwalą demokrację. Tę demokrację obywatelską, która w obliczu zagrożenia „kaczyzmem” właśnie się budzi.

D: Niedawno odbył się kolejny, bo już VIII Turniej Piłki Przeciwko Rasizmowi, który współorganizowałeś. Jak go oceniasz?

M.W: Z roku na rok przybywa nam kibiców, a sam Turniej ma coraz szerszy program. Chcemy w przyszłym roku rozszerzyć jego formułę na prawie cały rok i poszerzyć o działania edukacyjne dla uczniów gimnazjów i liceów. Obecnie szukamy szkół do współpracy.

D: Z Twoich słów wynika, że jesteś człowiekiem bardzo aktywnym, zapracowanym. Jak znajdujesz na te wszystkie działania czas?

M.W: Moja Miłość twierdzi, że mam rys maniakalny i chyba coś w tym jest. Nie będę dyskutował z diagnozą wykształconej Pani Psycholog (śmiech). Większość działań, których się podejmuję mają wspólne mianowniki jak: oddolność, demokracja, tolerancja. Chcę, abyśmy żyli w kraju, w którym trzeba będzie te wartości pielęgnować, a nie o nie walczyć.

D: Masz jakieś motto życiowe, które przyświeca Twoim działaniom?

M.W: Nie mam motta, choć jestem pod dużym wpływem myśli Kuronia na temat kształcenia, wyrównywania szans, ale nie zamykam tego w jakiejś jednej wyrwanej myśli.

D: Dziękuję za wywiad.

 

Maciej Wiśniewski – miejski aktywista i społecznik. Doradca zawodowy w stowarzyszeniu Tratwa. Działa w KOD DŚ i .Nowoczesnej. Wyczulony szczególnie na ludzką krzywdę, zawsze empatyczny i pomocny. W swojej pracy społecznej wzoruje się na Jacku Kuroniu.

Dodaj komentarz

Możesz również polubić…